USA. Południowe stany zyskują na spisie powszechnym

Teksas, Floryda i Karolina Północna dostaną więcej miejsc w Kongresie. To efekt policzenia mieszkańców USA.

Aktualizacja: 29.04.2021 06:16 Publikacja: 27.04.2021 18:21

Teksas zyskał dwa miejsca w Izbie Reprezentantów, teraz będzie ich miał 38. Na zdjęciu: teksańskie f

Teksas zyskał dwa miejsca w Izbie Reprezentantów, teraz będzie ich miał 38. Na zdjęciu: teksańskie flagi podczas zawodów rodeo w San Angelo w centrum stanu

Foto: AFP

Korespondencja z Nowego Jorku

Taki trend trwa od dekad: stany na północnym wschodzie i środkowym zachodzie tracą miejsca w Izbie Reprezentantów, a co za tym idzie, głosy elektorskie w wyborach prezydenckich, a stany na południu zyskują polityczną siłę.

Teksas, Floryda i Karolina Północna, trzy stany południowe, które dwa razy głosowały na prezydenta Donalda Trumpa, w sumie zyskają cztery dodatkowe miejsca w Kongresie w 2023 r., a co za tym idzie, głosy elektorskie w kolejnych wyborach prezydenckich. Tym samym cztery północne stany, zaliczane na politycznej mapie USA do demokratycznych, czyli Illinois, Michigan, Pensylwania i Nowy Jork stracą po jednym przedstawicielu.

Wśród stanów demokratycznych, które stracą miejsce w Kongresie, jest też Kalifornia (jedno mniej), jednak nadal pozostaje stanem najbardziej zaludnionym i przez to o największej reprezentacji w Izbie Reprezentantów. Demokraci mogą jednak zyskać na tym, że po jednym dodatkowym miejscu w Kongresie otrzymają Kolorado i Oregon, które w ostatnich latach skłaniały się ku demokratom. Republikanie odnotowali ewidentną stratę w Wirginii Zachodniej, którą w Kongresie reprezentuje obecnie trzech członków tej partii, a na skutek ostatniego spisu ludności delegacja ta zmniejszy się do dwóch.

Natomiast stan Nowy Jork, który w latach 40. ub. wieku miał 45 członków w Izbie Reprezentantów, po raz kolejny traci delegata. W spisie powszechnym zabrakło mu tylko 89 mieszkańców, by utrzymać obecną liczbę 27 członków w Kongresie. – Byliśmy Empire State [stanem imperium], ale już nie jesteśmy. Tracąc miejsce w Kongresie i głos elektorski, nasz udział w polityce będzie mniejszy – powiedział cytowany przez „New York Timesa" Nick Langworthy, przewodniczący nowojorskiej Partii Republikańskiej, za spadek populacji winiąc politykę podatkową demokratów.

– Gubernator i władze stanowe za mało nacisku położyły na spis – skarży się Julie Menin, dyrektor spisu powszechnego na Nowy Jork. Jednak eksperci spodziewali się, że Nowy Jork stracić może nawet dwa miejsca, odnotowuje bowiem ujemną migrację krajową, choć z drugiej strony wielkość populacji ratują imigranci.

Niektórzy przypuszczają, że wyniki spisu byłyby nieco inne, w tym korzystniejsze np. dla Nowego Jorku, gdyby nie to, że przeprowadzenie go przypadło na początek pandemii, uniemożliwiając ankieterom chodzenie od domu do domu, i gdyby nie polityka Trumpa, który odstraszył imigrantów od wypełniania ankiet, domagając się, aby umieścić w nich pytanie o obywatelstwo.

Utrata czy zyskanie przedstawicieli w Kongresie to jedna z konsekwencji przeprowadzanego co dziesięć lat spisu ludności. Na jego podstawie przyznawane są fundusze federalne m.in. na programy społeczne i infrastrukturę.

Na podstawie liczby ludności w danym rejonie wyznaczane są też nowe granice dystryktów kongresowych i legislacyjnych. To one tak naprawdę dadzą pełny obraz konsekwencji politycznych, jakie niesie ze sobą spis powszechny. – Na nowych granicach dystryktów kongresowych najprawdopodobniej bardziej skorzystają republikanie niż demokraci – pisze „Washington Post". Liczba reprezentantów w Kongresie oraz granice dystryktów kongresowych będą kluczowe w kolejnych wyborach do Kongresu, wpłyną na to, która partia będzie miała tam większość.

Najnowszy spis powszechny pokazuje również, że przyrost populacji w ostatniej dekadzie był prawie najmniejszy w historii kraju, odkąd Ameryka zaczęła przeprowadzać liczenie ludności w 1790 r. To skutek mniejszego napływu imigrantów, ale też niższego przyrostu naturalnego. W USA mieszka 331,5 miliona osób.

Korespondencja z Nowego Jorku

Taki trend trwa od dekad: stany na północnym wschodzie i środkowym zachodzie tracą miejsca w Izbie Reprezentantów, a co za tym idzie, głosy elektorskie w wyborach prezydenckich, a stany na południu zyskują polityczną siłę.

Pozostało 93% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala