Kontrola, której wyniki w czwartek (o pięć dni wcześniej niż zapowiadał) ujawnił na konferencji prezes NIK Marian Banaś, objęła KPRM, MSWiA, Ministerstwo Aktywów Państwowych (MAP), Pocztę Polską i Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych (PWPW). Wnioski są krytyczne. Bogdan Skwarka, dyrektor Departamentu Administracji Publicznej NIK, wskazał, że tylko Państwowa Komisja Wyborcza – zgodnie z kodeksem wyborczym – jest odpowiedzialna za przeprowadzenie wyborów, a jedną z jej prerogatyw było zalecenie drukowania kart wyborczych. Premier nie miał do tego żadnych podstaw prawnych, a wydawał decyzje w tym zakresie.
Brak podstaw
W pierwszej decyzji z 16 kwietnia 2020 r. premier stwierdził, że „należy podjąć działania dotyczące realizacji niezbędnych czynności zmierzających do przygotowania wyborów prezydenckich". – Tu mowa o przygotowaniu. Jednak druga decyzja dotycząca PWPW mówiła już o tym, że poleca się realizację działań polegających na wydrukowaniu kart wyborczych, a to jest niewątpliwie prerogatywa PKW – wskazywał dyr. Skwarka.
Szef rządu wydał decyzje, mimo negatywnych opinii z 16 kwietnia Departamentu Prawnego KPRM i Prokuratorii Generalnej (które ostrzegały o braku podstaw prawnych i konsekwencjach, w tym o Trybunale Stanu). Jednak już 15 kwietnia zebrali się przedstawiciele MAP, PWPW, PP i podwykonawców i – jak twierdzi NIK – bez żadnych podstaw prawnych podzielili się zadaniami – np. PWPW drukiem kart.
Później sięgnięto po „podkładkę" – korzystne dla premiera opinie innych ekspertów za 149 tys. zł. – Była to „musztarda po obiedzie" – mówił dyr. Skwarka.
Nikt nie liczył kosztów
Choć głosowanie było niepewne, wydawano decyzje szybko i bez analizy kosztów – wskazuje NIK.