Tymczasem płace stale rosną. W 2009 r. przeciętne wynagrodzenie wynosiło 3100 zł, a w 2019 – 4918,17 zł. W rezultacie w 2009 r. wyższą stawkę płaciła dość niewielka, bo licząca 387 tys. grupa najzamożniejszych, w 2017 r. ta grupa liczyła już 864 tys., a w 2019 r. – 1,2 mln (tak wynika z danych udostępnionych przez Ministerstwo Finansów).
Prawdopodobnie w rozliczeniu 2020 r. ta liczba będzie jeszcze wyższa. W ubiegłym roku przeciętne wynagrodzenie w gospodarce według GUS wyniosło 5167 zł. Wystarczy zatem zarobić około półtorej tej średniej, by stać się „bogaczem", podlegającym stawce przewidzianej dla najlepiej zarabiających. Owa grupa stanowiła w 2009 r. zaledwie 1,5 proc. wszystkich podatników PIT rozliczających się według skali, a dziś to niemal 5 proc. Z ich zeznań podatkowych za 2019 r. wynika, że dostarczyli budżetowi 25,4 mld zł. Dwa lata wcześniej było to 18,8 mld zł.
W ocenie prof. Dominika Gajewskiego, kierownika Centrum Analiz i Studiów Podatkowych SGH, taka sytuacja oznacza realną podwyżkę podatku dla coraz większej grupy osób fizycznych.
– Dziś tę wyższą stawkę płacą już nie najbogatsi, ale osoby średnio zarabiające. To często pracownicy albo drobni przedsiębiorcy, zagrożeni w realiach obecnego kryzysu utratą pracy albo bankructwem – przypomina prof. Dominik Gajewski.
Z kolei Marek Jarocki, doradca podatkowy i partner w EY, na co dzień pomagający klientom w rozliczeniach podatkowych pracy za granicą, obserwuje powiększający się polski dystans do wysokich zagranicznych progów podatkowych.
– O ile nasze stawki procentowe w poszczególnych pułapach progresji nie są najwyższe, o tyle same progi oznaczające zastosowanie kolejnej wyższej stawki podatkowej należą do najniższych w Europie. Inaczej to ujmując, Polacy dużo wcześniej wpadają w kolejne wyższe stawki progresji – wskazuje ekspert.