Przepisy podatkowe nie określają jasno, kiedy kończy się zwykły zarząd majątkiem prywatnym, a zaczyna działalność gospodarcza. To powoduje, że fiskus bardzo łatwo i chętnie robi przedsiębiorców ze zwykłych podatników.
Temu profiskalnemu podejściu coraz wyraźniej sprzeciwia się jednak orzecznictwo. Przykładem jest jeden z najnowszych wyroków Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu, który potwierdza, że do uznania za firmę nie wystarczy gołosłowne stwierdzenie urzędnika.
Zapobiegliwy inwestor...
Sprawa dotyczyła sprzedaży gruntu. We wniosku o interpretację właściciel wyjaśnił, że nieruchomość nabył w 1988 r. na podstawie umowy przekazania gospodarstwa rolnego. Przez lata uprawiał tam zboże, a część stanowiły nieużytki rolne. Działka nie jest objęta miejscowym planem, a w miejscowym studium została oznaczona jako tereny rozwojowe, w tym zabudowy mieszkaniowej i usług.
Podatnik podkreślił, że nie prowadzi działalności. Obecnie grunt został podzielony na dwie części i jedną zamierza sprzedać. Ma już umowę przedwstępną sprzedaży ze spółką, z którą jednocześnie podpisał umowę dzierżawy. Umowę zawarto po to, aby nabywca mógł wystąpić o pozwolenia związane z inwestycją do czasu sfinalizowania sprzedaży, m.in. na budowę czy o warunki przyłączenia do sieci wodociągowej, kanalizacyjnej, energetycznej.
Podatnik nie poczynił żadnych działań, aby zwiększyć wartość nieruchomości, uatrakcyjnić ją, takich jak zmiana przeznaczenia terenu. Nabywca inwestor sam się do niego zgłosił. Podkreślił też, że ma jeszcze inne działki rolne, ale nie zamierza ich sprzedawać. Wcześniej gruntów nie sprzedawał, był więc przekonany, że sprzedaż ma charakter prywatny. A skoro tak, to może działkę sprzedać bez PIT, ponieważ od nabycia minęło grubo ponad pięć lat,