Nie tylko jasność przepisów i procedur, dla obywateli ważny jest też wygląd budynków sądowych

Szacunek do sądownictwa budzi także to, jak sąd wygląda.

Aktualizacja: 20.07.2021 12:06 Publikacja: 20.07.2021 00:01

Nie tylko jasność przepisów i procedur, dla obywateli ważny jest też wygląd budynków sądowych

Foto: Adobe Stock

Niewątpliwie, zaufanie do wymiaru sprawiedliwości warto budować na wielu filarach. Wymienić tu można czytelne dla obywatela procedury sądowe, sprawność postępowania nieuchybiającą jego jakości, egzekwowalność świadczeń zasądzanych wyrokami czy zrozumiały język, którym posługiwać się powinni sędziowie, aby dla strony postępowania jasne było nie tylko to, czy daną sprawę (w uproszczeniu, rzecz jasna) wygrała, czy też przegrała z kretesem, ale nade wszystko – dlaczego.

Przyjmowanie, iż wszystkie z wymienionych kryteriów polski wymiar sprawiedliwości spełnia równocześnie, dowodziłoby albo nadmiernego optymizmu, albo braku sądowej praktyki. Założyć jednak można, że niemal każda ze spraw, które trafiają pod osąd, charakteryzuje się przynajmniej jednym z elementów opisanych na wstępie. Jeśli zatem, przykładowo, sędzia nie jest uprzejmy, to może sprawnie proceduje. Jeśli szybkość nie jest mocną stroną sprawy, to może przewodniczący składu pochyla się nad pouczaniem stron i nakłania je do ugody.

Czytaj też:

Więcej elektroniki w sądach cywilnych

Cokolwiek jednakże powiedziałoby się o sędziach czy przepisach, warto mieć świadomość, iż jednym z elementów społecznego szacunku do sądownictwa jest także to, jak sąd – nie mylić z sędzią – wygląda. Przyznaję, że choć od początku aplikacji miałam okazję stawać przed sądami różnej urody, a niektórych była dyskusyjna, najpewniej nie da się znaleźć ani jednego głosu przemawiającego za tym, że w sądach rejonowych na warszawskiej ulicy Kocjana drzemie choćby odrobina uroku.

O ile w wydziale rodzinnym sądu mokotowskiego (dla niewtajemniczonych – nad wyraz trudno znaleźć w stolicy dzielnicę bardziej odległą od Mokotowa niźli Bemowo z ulicą Kocjana) nie można już spotkać funkcjonujących do pewnego momentu pułapek na szczury, o tyle sąd dla Żoliborza lub Woli stanowi nie lada wyzwanie architektoniczne. Kręte klatki schodowe przypominające labirynt jednej z tysiąclatek, czy sale, w których słupy konstrukcyjne nie pozwalają na utrzymanie kontaktu wzrokowego z sądem, to i tak nic w porównaniu z salą, która jeśli pojawi się na wezwaniu w sprawie cywilnej, przenosi w realia filmu grozy.

–Przepraszam, gdzie jest sala F2? – pytam jednego z panów ochroniarzy.

–To nie w tym budynku, musi pani mecenas wyjść, skręcić w prawo, potem znowu w prawo, iść około 300 m, aż dojdzie pani do betonowej furtki.

Jasne, rozumiem, choć ubolewam, że tego rodzaju wskazówki nie są zawarte na zawiadomieniu o rozprawie. Jak się okazuje, na nic by się nie przydały, bo po przejściu trasy dowiaduję się, że sala F2 mieści się w innym budynku, który znajdę po przejściu podwórza i skierowaniu się w lewo. Tam jednakże – depozyt sądowy i archiwum (z nad wyraz uczynnym i skłonnym do pomocy panem), a vis a vis wodzący za mną wpółprzytomnym od upału wzrokiem trzej panowie bez koszulek. Czy dotarłam do Sali F2? Nie, ale jak się okazuje – wiem już, że w tym miejscu można odbyć karę pozbawienia wolności w tzw. trybie dziennym.

Dotarcie do celu wymaga wsparcia pracownika sekretariatu, przejścia przez bramkę sprawdzającą, czy nie wnoszę do sali noża, pozostawienia telefonu w depozycie, spaceru do kolejnego budynku i otworzenia jego podwoi kartą magnetyczną. A sala F2? Nie ma jej, ale jest sala nr 1.

Kwestie architektury, wystroju wnętrz to, rzecz jasna, sprawy drugorzędne. Śmiem jednak twierdzić, że część moich klientów w starszym wieku nie mogłaby dotrzeć na własną rozprawę nie tylko na czas, ale w ogóle. Chyba że byliby testatorami.

Autorka jest adwokatką, założycielką bloga www.pokojadwokacki.p

Niewątpliwie, zaufanie do wymiaru sprawiedliwości warto budować na wielu filarach. Wymienić tu można czytelne dla obywatela procedury sądowe, sprawność postępowania nieuchybiającą jego jakości, egzekwowalność świadczeń zasądzanych wyrokami czy zrozumiały język, którym posługiwać się powinni sędziowie, aby dla strony postępowania jasne było nie tylko to, czy daną sprawę (w uproszczeniu, rzecz jasna) wygrała, czy też przegrała z kretesem, ale nade wszystko – dlaczego.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?