Złożony do laski marszałkowskiej przez Koalicję Obywatelską projekt zyskał nazwę „czyste ręce”. Dziś wielu osobom kojarzy się on zapewne z państwem Morawieckimi, ale to nic nowego. Czysty jak żona Cezara to powiedzenie z czasów antycznego Rzymu. W pierwszej połowie lat 90. minionego wieku akcję pod tym tytułem prowadził ówczesny minister sprawiedliwości-prokurator generalny Włodzimierz Cimoszewicz. Opublikowanie przez niego listy pracowników administracji państwowej zasiadających we władzach spółek prawa handlowego zbiegło się m.in. z dymisją ówczesnego szefa MSZ Andrzeja Olechowskiego. Sam Cimoszewicz wiele lat później musiał się tłumaczyć z udziału w radzie nadzorczej firmy konsultingowej.
Czytaj więcej
Do Sejmu trafił projekt dotyczący majątków odrębnych małżonków najważniejszych osób w państwie, ale także parlamentarzystów i samorządowców. Obowiązkiem składania oświadczeń majątkowych zostaną objęci zarządzający spółkami z udziałem Skarbu Państwa.
Czytaj więcej
Składamy projekt ustawy „Czyste ręce”. Ona ma dotyczyć takich spraw i ma wyjaśniać niejasności w takich sprawach, w jakich spotkaliśmy się w wypadku premiera Morawieckiego - mówił na konferencji prasowej lider PO Grzegorz Schetyna.
Tak czy inaczej intencje walki z korupcją zasługują na pochwałę. Postulat objęcia obowiązkiem składania oświadczeń majątkowych także małżonków osób do tego zobowiązanych, nie jest nowy. Można nawet powiedzieć, że jest umiarkowany - w porównaniu z projektem ustawy o jawności życia publicznego autorstwa ministrów Kamińskiego i Wąsika, który nigdy nie doczekał się uchwalenia. W jednej z pierwszych wersji tego projektu proponowano, by oświadczenia składali nie tylko małżonkowie, ale także dzieci – takie rozwiązania można spotkać w innych krajach. Opór wobec tych pomysłów był ogromny. Nie wiadomo też, czy przeszłyby test konstytucyjności po ich uchwaleniu.
Gorzej jednak z wykonaniem tych postulatów – i dawniej i dziś. Autorzy wszystkich tych projektów nowelizacji nie dotykają bowiem najważniejszego problemu oświadczeń majątkowych: tego, że nie ma obowiązku wypełniania ich czytelnie, na komputerze oraz że nie ma wspólnej bazy złożonych oświadczeń, które można byłoby przeanalizować pod kątem przepływów majątków. Rozproszone po różnych stronach pliki pdf z odręcznymi bazgrołami to utrapienie państwowych służb kontrolujących oświadczenia, a także aktywistów, mediów i wszystkich zainteresowanych walką z korupcją. Oświadczenia europosłanki Beaty Szydło z początku tego roku chyba do dziś nikt nie zdołał odczytać.
Podobno cyfryzacja oświadczeń to kolejny krok autorów najnowszego projektu „czyste ręce”. Oby. Bo bez tego będzie to ustawa pozbawiona większego znaczenia.