Nie twierdzę, że biegli rewidenci powinni być jak księża, a ich wiedza winna być chroniona tajemnicą spowiedzi. To nie ten fach i nie ta branża. Niemniej coś biegłych łączy z duchownymi, adwokatami, lekarzami czy dziennikarzami. To podobny status zawodowy; we wszystkich przypadkach to zawody zaufania publicznego. Co się z tym wiąże? Z jednej strony specjalne kwalifikacje. Nie tylko profesjonalne, ale także moralne i etyczne. Ich lustrzanym odbiciem po stronie korzystających z usług audytorskich jest bezwzględne zaufanie do wiarygodności biegłych i poufności posiadanej przez nich wiedzy. Mówi o tym wprost ustawa z 2017 r. Biegły rewident jest zobligowany do dochowania tajemnicy zawodowej o informacjach i dokumentach, które są związane z wykonywaniem przez niego zawodu.
Zasada dochowania tajemnicy nie jest jednak bezwzględna. W pewnych sytuacjach biegły może być z niej zwolniony, acz tylko w przypadkach przewidzianych przez prawo. Ich lista jest – dziś jeszcze – ograniczona. Ale właśnie ma się to zmienić. Przy okazji podejmowanych przez rząd prac nad e-administracją próbuje się wyrzucić na śmietnik fundamentalne zasady auditingu wraz z etyką zawodową biegłych. Proponowane przepisy mają bowiem zobowiązać firmy audytorskie do przekazywania w formie elektronicznej całości efektów zleceń do jednego „wora”, którym będą serwery rządowej Polskiej Agencji Nadzoru Audytowego (PANA).
Czy trafią tam wszystkie dane z audytu? Właśnie tego boją się przedsiębiorcy. Bo to dane wyjątkowo wrażliwe, dotyczące najściślejszych tajemnic firmy. Po co to polskiemu państwu? Przecież nie tylko po to, by zapełniać dyski. Biznes ma prawo bać się kolejnych kroków na ścieżce inwigilacji i prześladowania prowadzących działalność gospodarczą, by takie „drobiazgi” jak możliwość hakowania danych pominąć łaskawym milczeniem. Nie ma podobnego obowiązkowego raportowania w gospodarkach krajów zachodnich. Jest zaś wszędzie tam, gdzie omnipotentne państwo funduje próbującym korzystać z demokratycznych swobód systemową opresję. Czy aby na pewno chcemy być Chinami przewodniczącego Xi? Mam wrażenie, że tu nad Wisłą takie zakusy nie powinny być mile widziane.
I jeszcze jedno; przepis, o ile wejdzie w życie, zrobi z firm audytorskich instytucje donosicielskie i na zawsze zerwie ową – tak ważną – nić zaufania między biegłym rewidentem a jego klientem. A to oznaczać będzie koniec tego zawodu. Bo cóż zostanie z tajemnicy zawodowej, jeśli cała wiedza audytorska wyląduje na rządowych serwerach?
Czytaj więcej: