Ma pięćdziesiąt siedem lat, od sześciu lat bezskutecznie szuka pracy. Ima się dorywczych zajęć. Roznosi ulotki, pracuje w magazynie części samochodowych. Tam nie nadąża za tempem pracy, na wymierzonego mu przez magazyniera kopniaka reaguje ciosem „z byka". Oczywiście, zajęcie w magazynie traci, zyskując za to pozew od pracodawcy. Dochodzone przez firmę zadośćuczynienie jest sześciocyfrowe.
Na kolacji z córkami pyta zięcia, czy i ten zamierza pozwać go za zbyt twardą cielęcinę. W kolejnym odcinku wpada wściekły (i uzbrojony) do siedziby korporacji planującej falę zwolnień grupowych. Więcej już nie zamierzam czytelników zdradzać, ale francuski serial „Zakładnik" gorąco polecam.
Co on tam wie...
Film powstał na motywach książki „Cadres noir" (tytuł polskiego wydania to „Zakładnik") Pierre Lemaitre'a. Francuski pisarz jest laureatem Nagrody Goncourtów, z wykształcenia psychologiem, w dodatku ulubionym autorem Zygmunta Miłoszewskiego, twórcy postaci prokuratora Teodora Szackiego. Zaczął pisać wcześnie, ale pierwszą książkę wydał dopiero w wieku pięćdziesięciu pięciu lat. Wcześniej pracował jako nauczyciel dorosłych, ucząc literatury i kultury francuskiej.
Czytaj także: Jarosław Gwizdak: 2020 rok. Do odzobaczenia
Zdradzę jeszcze kawałek fabuły serialu, zaklinając się, że to już ostatni. Główny bohater (a gra go Eric Cantona, legenda francuskiej piłki nożnej) ustanawia swoim pełnomocnikiem córkę. Nie zważa na rozciągającą się nieraz na członków rodziny zasadę „lekarzu, lecz się sam". Młoda adwokatka wkracza na prawdziwy sądowy i emocjonalny tor przeszkód. Wątpią w jej możliwości wszyscy, w tym ona sama. Co i rusz słyszy, że sobie nie poradzi, że potrzebny jest ktoś z doświadczeniem.