Przedmiot działalności gospodarczej bywa konfliktogenny, tak też zdarzyło się w Kielcach. Zawiodły przepisy – a może i ludzie - choć wydawałoby się , że ustawa o transporcie zbiorowym dość obszernie i w miarę możliwości precyzyjnie reguluje tę sferę przedsiębiorczości. Nic więc nie zapowiadało, że dość banalny problem podzielił przewoźników i samorządowców. Dworzec według radnych miał być początkiem autobusowej linii komunikacyjnej. Natomiast transportowcy nie chcieli zaakceptować uchwały radnych, którzy ustalili, że początkiem i końcem trasy jest dworzec. Spór trafił w końcu do sądu administracyjnego, choć wydaje się, że nie powinien. Dlaczego? Z prostego powodu. Tak banalne różnice zdań powinny być niwelowane po krótkich negocjacjach. Kompromis był w zasięgu ręki i należało po niego sięgnąć. W końcu dla samorządowców i mieszkańców dworzec to ważny punkt w miejskiej infrastrukturze, czyli autobusy powinny do niego docierać. Natomiast przewoźników można było spróbować przekonać do dworcowych przystanków skromną dotacją do ich usług. Zawsze lepiej się dogadać, niż szukać „trudnej" sprawiedliwości.
Więcej w tekście Mateusza Adamskiego „Radni nie zatrzymają autobusów na miejskim dworcu". Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze „Dobrej Administracji".