Prezes URE: Nie unikniemy podwyżek cen prądu i ciepła

W wyniku reformy energetyki powstanie nowy duży gracz, tymczasem nie wiemy, jak on ma funkcjonować i co zrobić, by nie dopuścić do manipulacji cenami energii – podkreśla Rafał Gawin, prezes Urzędu Regulacji Energetyki.

Aktualizacja: 01.09.2021 20:18 Publikacja: 19.07.2021 20:07

Prezes URE: Nie unikniemy podwyżek cen prądu i ciepła

Foto: materiały prasowe

Z danych URE wynika, że w ciągu najbliższych 13 lat bilans mocy w systemie energetycznym mocno się skurczy. Czy może być tak, że zabraknie nam prądu?

Zasadniczym problemem jest to, że wycofujemy z użycia moce w pełni sterowalne i zastępujemy je mocami mniej dyspozycyjnymi, zależnymi od warunków atmosferycznych. Jeśli spojrzymy na to, ile nowych megawatów powstanie w energetyce w najbliższych latach, to bilans ten wygląda optymistycznie. Natomiast problemem będzie zapewnienie odpowiedniej mocy w systemie w poszczególnych godzinach, właśnie ze względu na brak sterowalności nowych źródeł. Tę lukę trzeba czymś zapełnić i jest na to wiele sposobów. Jednym z nich jest import energii. Myślę jednak, że warto problem ten rozwiązać lokalnie. Można spróbować stabilizować odnawialne źródła energii np. przez budowę instalacji hybrydowych, które dzięki łączeniu różnych technologii są bardziej stabilne. Oczywiście nie pokryje nam to luki w pełnej skali, dlatego potrzebne są w pełni sterowalne jednostki wytwórcze, i myślę, że tutaj ważną rolę odegrają bloki gazowe.

W planach mamy duże inwestycje w farmy wiatrowe na morzu. Wydał pan już decyzje w sprawie projektów, które będą mogły skorzystać z systemu wsparcia. Jak te inwestycje mogą pomóc rynkowi?

Morska energetyka wiatrowa łączy w sobie dwie ważne cechy. Po pierwsze, jest to odnawialne źródło energii, a więc wpisuje się w trendy i wymagania środowiskowe, jest zgodne z polityką europejską, ale też z oczekiwaniami społeczeństwa. Po drugie, dyspozycyjność farm, a więc ich czas pracy, jest znacznie dłuższa niż innych technologii OZE, które dziś pracują na lądzie – farm wiatrowych czy fotowoltaicznych. Tak więc morskie farmy mogą się przyczynić do stabilizacji systemu energetycznego, choć oczywiście – jak inne OZE – również potrzebują jakiegoś zabezpieczenia. Rozpatrzyliśmy już wszystkie wnioski od firm, które planują budowę instalacji wiatrowych na Bałtyku. W sumie wydaliśmy siedem decyzji administracyjnych. Tak więc pierwszy etap za nami. Przed nami kolejny, dużo trudniejszy i dłuższy – negocjacje z Komisją Europejską, która musi potwierdzić zgodność z rynkiem wewnętrznym pomocy publicznej przyznanej inwestorom.

Spodziewa się pan jakichś trudności w rozmowach z Komisją?

Trudno powiedzieć, ale myślę, że od strony administracyjnej nie powinno być problemów. To dla nas zupełnie nowy obszar, musimy się nauczyć tego rynku. Natomiast Komisja Europejska ma już wiele doświadczeń związanych z morską energetyką wiatrową, doskonale zna tego typu inwestycje. Negocjacje mogą się jednak okazać wyzwaniem dla inwestorów. Zobaczymy, czy te parametry inwestycji, na które zgodzi się Komisja, będą akceptowalne dla przedsiębiorców. W Polsce nie mamy jeszcze doświadczeń w budowie tego typu instalacji i dlatego ryzyka, które są przecież uwzględniane w wartości pieniądza, są pewnie dużo większe niż w przypadku przedsiębiorstw, które mają już za sobą inwestycje w tej branży.

Aktualna sytuacja na ryku energii wygląda tak, że ceny uprawnień do emisji CO2 drastycznie rosną, a w ślad za tym także ceny energii na giełdzie. Jak zatrzymać wzrost cen prądu?

Ten wzrost jest niepokojący, bo będzie miał odzwierciedlenie w rachunkach za prąd nas wszystkich – obywateli i przedsiębiorstw, a następnie przełoży się na ceny towarów i usług. Niewątpliwie ceny energii w Polsce są w bardzo dużym stopniu obciążone kosztami emisji CO2. Uprawnienia do emisji w czerwcu kosztowały już 55 euro/t i nawet więcej. To około 245 zł – wartość samego podatku węglowego, który wlicza się do ceny energii. A przypomnijmy, że jeszcze w 2018 r. ceny energii sięgały poniżej 200 zł, uwzględniając już wszystkie koszty. To ogromny wzrost. Zaczęliśmy ciężko pracować, by zmienić tę sytuację, i świadczy o tym zmieniająca się struktura krajowego miksu energetycznego. Instalujemy coraz więcej OZE, m.in. fotowoltaiki, która zwłaszcza w okresie letnim zaczyna już odgrywać istotną rolę w systemie. Zielona energia jest oczywiście tańsza. Pamiętajmy jednak, że większy udział OZE ze względu na problemy ze stabilnością, przewidywalnością pracy pociąga za sobą konieczność inwestycji w infrastrukturę energetyczną i tworzenia rezerw, a to też są ogromne koszty.

Jak to wszystko przełoży się na ceny prądu dla gospodarstw domowych w 2022 r.? Analitycy spodziewają się co najmniej kilkunastoprocentowych podwyżek.

Trudno się spodziewać, by ceny energii spadały, bo nie możemy negować sytuacji, jaką obserwujemy na rynku. Na pewno punktem odniesienia w negocjacjach z firmami energetycznymi, które przedstawią nam taryfy do zatwierdzenia, będzie rynek giełdowy, a tam ceny energii rosną. Chciałbym jednak stanowczo zaznaczyć, że nie możemy przenosić na odbiorców końcowych kosztów odzwierciedlających wyłącznie te najdroższe źródła energii. I ostatnio z firmami energetycznymi właśnie o to się spieramy. Uważam, że sprawiedliwość społeczna wymaga odzwierciedlenia w rachunkach jakiegoś salda dostępnych źródeł wytwórczych. Mimo wszystko jednak trzeba się nastawić na wzrost cen, ale dziś nie odważę się prognozować, jak duży on będzie. Jest na to za wcześnie.

Drożeje nie tylko prąd, ale i ciepło. Przygotował pan nowy, bardziej korzystny dla ciepłowni, model wyliczania taryf. Eksperci szacują, że w efekcie ceny ciepła mogą wzrosnąć o ponad 20 proc. Czy pan też ma takie szacunki?

Jestem zaskoczony tą wartością, bo sama zmiana modelu nie powinna powodować podwyżek. Oczywiście ceny ciepła będą rosły, ale z przyczyn takich jak ceny prądu – ciepłownie oparte są przede wszystkim na paliwie węglowym. Rozwiązanie tej sytuacji jest także podobne, a więc trzeba zmieniać miks paliwowy i szukać bardziej efektywnych sposobów produkcji ciepła. Ale żeby to zrobić, branża musi mieć odpowiednie warunki regulacyjne i stąd zmiana sposobu wyliczania taryf na sprzedaż ciepła. To nie jest radykalna zmiana. Dokonaliśmy jedynie aktualizacji modelu, by w większym stopniu uwzględniać poniesione przez przedsiębiorstwa koszty. Ale postawiliśmy warunek – ciepłownie muszą inwestować. I może faktycznie w ciągu dwóch–trzech lat będziemy płacić wyższe rachunki, ale to krótkowzroczne spojrzenie. Gdybyśmy nie podjęli wysiłku inwestycyjnego, to za pięć–osiem lat ceny urosłyby tak mocno, że byłyby nieakceptowalne dla odbiorców. Natomiast dzięki inwestycjom i transformacji sektora mamy szansę w dalszej perspektywie ustabilizować ceny ciepła.

Polska energetyka stoi u progu wielkiej reformy. Powstanie Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, która skupi niemal wszystkie elektrownie węglowe. Jak pan ocenią tę reformę?

W tym projekcie brakuje niestety informacji, na jakich zasadach będzie działać NABE. Reforma jest odpowiedzią na problemy spółek Skarbu Państwa i polegać ma na wyjęciu z nich aktywów węglowych, które są obciążeniem i nie pozwalają im pozyskiwać kapitału na zielone inwestycje. Niestety nie wiemy, jak nowa spółka chce utrzymać te aktywa. Dziś nawet koncerny energetyczne nie mają na to pomysłu, więc samo przeniesienie elektrowni do innego podmiotu problemu nie rozwiąże. Nie wiemy ponadto, jaka będzie ścieżka wygaszania tych elektrowni. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi. W wyniku reformy powstanie duży gracz, z około 55-proc. udziałem w krajowym rynku wytwarzania energii. Nasuwają się pytania: jak on ma funkcjonować, jak mamy go nadzorować, co zrobić, by notowania cen energii nie były efektem manipulacji.

Czy Ministerstwo Aktywów Państwowych rozmawia z URE o tych wątpliwościach?

Nie zostaliśmy włączeni do takich rozmów.

CV

Rafał Gawin kieruje Urzędem Regulacji Energetyki od 24 lipca 2019 r. Jest doktorem nauk technicznych ze specjalnością elektroenergetyka i gospodarka energetyczna. Swoją karierę od początku związał z energetyką. W URE pracuje od 2004 r. – tuż przed objęciem stanowiska prezesa był zastępcą dyrektora Departamentu Rozwoju Rynków i Spraw Konsumenckich. Od marca 2021 r. jest wiceprzewodniczącym Rady Regulatorów ACER. ?

Z danych URE wynika, że w ciągu najbliższych 13 lat bilans mocy w systemie energetycznym mocno się skurczy. Czy może być tak, że zabraknie nam prądu?

Zasadniczym problemem jest to, że wycofujemy z użycia moce w pełni sterowalne i zastępujemy je mocami mniej dyspozycyjnymi, zależnymi od warunków atmosferycznych. Jeśli spojrzymy na to, ile nowych megawatów powstanie w energetyce w najbliższych latach, to bilans ten wygląda optymistycznie. Natomiast problemem będzie zapewnienie odpowiedniej mocy w systemie w poszczególnych godzinach, właśnie ze względu na brak sterowalności nowych źródeł. Tę lukę trzeba czymś zapełnić i jest na to wiele sposobów. Jednym z nich jest import energii. Myślę jednak, że warto problem ten rozwiązać lokalnie. Można spróbować stabilizować odnawialne źródła energii np. przez budowę instalacji hybrydowych, które dzięki łączeniu różnych technologii są bardziej stabilne. Oczywiście nie pokryje nam to luki w pełnej skali, dlatego potrzebne są w pełni sterowalne jednostki wytwórcze, i myślę, że tutaj ważną rolę odegrają bloki gazowe.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni