Mechanizm systemu zakupu pozwoleń na emisję CO2 został wymyślony przez Brukselę w sposób wyjątkowo perfidny: oto pieniądze, wydzierane przedsiębiorstwom za zanieczyszczanie atmosfery i podgrzewanie klimatu, miały finalnie wracać do systemu, rzekomo, by finansować zmiany, które obniżałyby poziomy emisji, a zatem konieczność wykupu kolejnych pozwoleń na emisje. Ale któżby wymyślił system, który zarabia na samolikwidację? W tym musi być jakiś utajony zamysł. Tyle że każdy spryciarz doskonale wie, o co chodzi: torowanie drogi zachodniemu, najpewniej niemieckiemu, biznesowi. Tłuką tyle tych wiatraków, komuś muszą je wcisnąć!
Jak sprytnie wydawać pieniądze z ETS
Nic zatem dziwnego, że dotychczas wpadające z ETS złotóweczki rządzący kierowali na bieżące potrzeby, niekoniecznie zbieżne z tym, co w Brukseli rozumie się jako transformację. Co prawda, raz do roku trzeba się Unii wyspowiadać, na co się te złotóweczki puściło, ale wtedy nie pozostaje nic innego, jak zrobić szybki audyt wszystkich wydatków i coś tam dobrać. Banknoty nie są znaczone, więc można wrzucić do koszyka i dopłaty z programów takich jak „Mój prąd” czy „Mój elektryk”, jak i choćby wydatki na modernizację kolei, w końcu to transport niemal bezemisyjny.
Czytaj więcej
Tylko w 2023 r. do budżetu trafiło blisko 24,4 mld zł ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2. Od 2025 r. co najmniej 40 proc. tych przychodów ma trafić do Funduszu Transformacji Energetyki.
Klarowny system jak specjalny fundusz, który rozdysponowywałby pieniądze z ETS w czytelny sposób, okazał się niepożądany. Aż dziwne, patrząc na funduszologię stosowaną w ostatnich latach. Albo wróć: całkowicie zrozumiałe. W końcu specjalne fundusze służą do tworzenia mgły, w której pogubią się wrogowie Polski, zwłaszcza tacy unijni audytorzy – a nie do ułatwiania im pracy.
Jakie są koszty transformacji energetycznej
Transformacja energetyczna – i będący jej forpocztą system ETS – bywała przed laty wyceniana na kilkaset miliardów złotych (albo euro – zależy, kto akurat odsłaniał brukselskie knowania). Dzięki dzielnym obrońcom status quo nie posunęliśmy się w niej szczególnie daleko, a na dodatek Polkom i Polakom dobitnie odsłonięto zło, jakie czai się na nich w mrokach nocy pozbawionej CO2 i innych gazów cieplarnianych oraz spalin. To wszystko oczywiście piramidalna ironia, ale ciekawe, na ile nowy rząd będzie dreptać tą ścieżką.