Spotykam się dziś z pełnymi rozczarowania głosami: Zachód nałożył sankcje i co? Miały rzucić Kreml na kolana, a tymczasem nic wielkiego się nie stało. PKB w 2022 r. wprawdzie spadł, ale nie o 10–20 proc., jak wieszczono, ale tylko o 3–4 proc. (w czasie pandemii PKB w Wielkiej Brytanii spadł o 9 proc., a przecież nikt nie mówił o katastrofie). Rok temu prezydent Biden mówił o finansowej ruinie Rosji i załamaniu się kursu rubla, a tymczasem rubel jest dziś mocniejszy wobec dolara niż w dniu inwazji (euro w tym czasie osłabło o 5 proc.). Inflacja, która miała osiągnąć niebywałe rozmiary, wynosi dziś niecałe 12 proc. (w Niemczech ponad 9 proc., a w Polsce 17 proc.). Rosja śmieje się z sankcji?
Wcale nie. Pomijam już fakt, że rosyjskie statystyki nie są do końca wiarygodne, a dane są pewnie podkolorowane (np. zaniżony wzrost cen). A także to, że sankcje mają zadawać duży ból, ale ich celem nigdy nie było szybkie powalenie kraju na kolana. Zwłaszcza kraju z tak ogromnymi zasobami jak Rosja (co cierpliwie tłumaczyłem już rok temu).
Problem w czym innym. Statystyki, którymi operujemy, dają się łatwo interpretować w normalnie działających gospodarkach rynkowych. Zawodzą w warunkach nadzwyczajnych.
Zacznijmy od PKB. Pokazuje on łączną wielkość produkcji, ale nie informuje ani o tym, co jest produkowane, ani o tym, czy poziom produkcji da się utrzymać w przyszłości. Przykładowo, poziom PKB w bezlitośnie bombardowanej przez Luftwaffe Wielkiej Brytanii był w 1940 r. o 10 proc. wyższy niż w roku 1939. Ale poziom życia spadł, bo większość produkcji była kierowana na potrzeby wojenne, a możliwości dalszego wzrostu były ograniczone przez spadek inwestycji. Również w dzisiejszej Rosji spadek PKB, nawet jeśli rzeczywiście wynosi tylko 3–4 proc., oznacza spadek dochodów, może i o 10 proc.
No tak, ale statystyki inflacji tego nie pokazują. Dziś sięga ona tylko 12 proc., a przed wojną było to 9. No tak, ale gdyby nawet była to prawda, mówimy o inflacji zaniżonej przez sztuczne zahamowanie wzrostu części cen, zastąpienie zachodnich towarów rzekomo identycznymi, ale niższej jakości, a do tego kosztem ogromnego wzrostu wydatków budżetu. Wszystko to oznacza, że mówimy o inflacji zawieszonej, odłożonej w czasie, która Rosjan prędzej czy później dopadnie (w USA w latach II wojny światowej sztucznie zaniżona inflacja wynosiła 5 proc. na rok, ale w latach 1946–1948 ceny wzrosły aż o 34 proc.).