Niestety, większość wypowiedzi serwowanych publicznie jest, pomimo niewątpliwie najlepszych intencji, obarczona dość elementarnymi błędami. Proszą się one o rzeczowe sprostowania. Poniższa notatka dotyczy dwu tylko z często powtarzających się stwierdzeń.
Pierwsza wypowiedź wiąże oczekiwane przelewy unijnych środków z KPO – w tym szczególnie przeznaczonych na inwestycje – z nadzieją na redukcję tempa inflacji. Tymczasem nie ma żadnego koniecznego związku pomiędzy zwiększaniem inwestycji (niezależnie od źródła ich finansowania) a zmniejszaniem inflacji. Wręcz przeciwnie, należy oczekiwać, że dodatkowe inwestycje będą raczej sprzyjać wyższej inflacji.
Dodatkowe inwestycje to dodatkowe dochody pracowników zatrudnionych w sektorach wytwarzających dobra i usługi inwestycyjne. A wiec także potencjalnie dodatkowy popyt na towary i dobra konsumpcyjne. Z punktu widzenia równowagi na rynku konsumpcyjnym dodatkowe inwestycje nie różnią się wcale od klasycznego „rozdawnictwa”, np. dodatkowych dotacji rządowych bezpośrednio trafiających do wybranych gospodarstw domowych.
Charakter finansowania dodatkowych inwestycji (przez środki unijne) nie wpływa na potencjalną ich inflacjogenność. Pamiętajmy też, że środki unijne są denominowane w euro. Jako takie będą one musiały być wymienione na złote. W ostateczności NBP będzie „tworzył” nowy pieniądz krajowy, rozmiarami odpowiadający napływającym środkom unijnym. Wyznawca monetaryzmu („ilość pieniądza określa poziom cen”) sam fakt napływu środków unijnych powinien podejrzewać o inflacjogenność (tak samo zresztą, jak wzrost rozmiarów krajowego kredytowania inwestycji).
Druga wypowiedź zarzuca rządowi karygodny „brak przezorności”: „w tłustych latach nie zgromadził on niezbędnych zapasów na latach chude” – w przeciwieństwie do biblijnego faraona. Otóż w czasach biblijnych sprawa była dość prosta. W latach dobrego urodzaju rząd (faraon) mógł gromadzić nadmiar zboża dystrybuowanego w latach nieurodzaju. Ale w dawnych czasach władca mógł po prostu skonfiskować prywatne nadwyżki płodów rolnych (albo po prostu był i tak ich prawowitym właścicielem). Teraz rząd musiałby owe nadwyżki skupić od prywatnych producentów. Koszty owego skupu stanowiłyby składnik deficytu budżetowego!