- O ile na rynku mieszkań nie widać znaczących zmian cen związanych z pandemią, o tyle na rynku kredytów całkiem sporo się dzieje. Polacy zaciągają coraz mniejsze kredyty, a banki po przejściowej blokadzie luzują podejście do kredytobiorców – mówi Marcin Jańczuk, ekspert sieciowej agencji Metrohouse.
Dodaje, że drugi kwartał roku przyniósł spore zmiany w ofertach banków. - Kolejne banki zwiększały wysokość wymaganego wkładu własnego i jest trudniej o kredyt z 10 proc. – zauważa.
Obserwują i analizują
Andrzej Łukaszewski, ekspert Gold Finance, dodaje, że zdecydowana większość ofert wymaga od klienta zaangażowania przynajmniej 20 lub nawet 30 proc. wkładu własnego. – Ze względu na niskie stopy procentowe banki zaczęły rekompensować sobie zyski poprzez wzrost marż. Już w tej chwili trudno jest znaleźć oferty poniżej 1,9 proc. marży nawet przy 20 proc. wkładzie własnym. Spodziewamy się, że ta tendencja się utrzyma i oferty niskomarżowych kredytów hipotecznych szybko do nas nie powrócą – przewiduje ekspert Gold Finance.
Niektóre banki znoszą jednak pewne obostrzenia, które nałożyły w początkowej fazie pandemii. - Po wcześniejszym wykluczeniu dochodu z działalności gospodarczej, część banków zaczęła dopuszczać (przynajmniej dla wybranych branż) tę formę osiągania dochodu – zauważa Marcin Jańczuk.
- Część banków skróciła listy zakazanych PKD (kwalifikacja działalności – red.) u klientów, których głównym dochodem jest prowadzenie działalności gospodarczej. I to do tego stopnia, że jest nawet możliwe udzielenie kredytu osobie prowadzącej restaurację, jeśli tylko ta nie ucierpiała zbyt mocno w kryzysie, a teraz klient może udowodnić znaczną poprawę obrotów - dodaje cytowany w komunikacie Tomasz Przyrowski, prezes Gold Finance.