Przypomina, że 400 tys. zł to średnia wartość „Bezpiecznego kredytu 2 proc.” (program wygaszono w styczniu).
– Popyt na mieszkania w tej cenie był więc największy. Ich oferta w większości największych miast bardzo się skurczyła – mówi Marek Wielgo. – Z danych BIG DATA RynekPierwotny.pl wynika, że Łódź jest jedyną metropolią, gdzie oferta lokali w cenie do 400 tys. zł jest stosunkowo duża.
Wielgo liczy, że deweloperzy „uwierzą w trwałość wzrostu popytu na mieszkania i radykalnie zwiększą ich podaż”. – Zwłaszcza w segmencie popularnym, a więc budowanym z myślą o kredytobiorcach – wyjaśnia. – Obawiam się jednak, że na skutek rosnących cen działek i kosztów budowy kolejne miesiące przyniosą dalszy spadek oferty lokali do 400 tys. zł. Za pół roku w większości największych miast single chcący skorzystać z nowego programu nie będą już mieli czego szukać w tej cenie. Konieczny będzie większy „łączony” kredyt, tylko częściowo objęty dopłatą.
Zaznacza, że taki kredyt trzeba będzie spłacać w ratach malejących. - Na początku są one dużo wyższe od rat uśrednionych (tzw. annuitetowych). Dla tych, dla których liczy się przede wszystkim wysokość miesięcznego obciążenia budżetu domowego, w pewnym momencie lepszą opcją może być zwykły kredyt hipoteczny z ratami uśrednionymi - ocenia Marek Wielgo. - Ministerstwo Rozwoju i Technologii liczy więc na to, że kiedy za rok lub dwa lata rynkowe oprocentowanie kredytów znacząco spadnie, program wsparcia przestanie być potrzebny.
Nie lepiej ma być także na rynku wtórnym. Jak mówi Marcin Drogomirecki, biorąc pod uwagę obecne założenia, dla sporej części singli (ale nie tylko) oferta nie będzie atrakcyjna. – Bez solidnego wkładu własnego maksymalna kwota wsparcia w wielu lokalizacjach, zwłaszcza w dużych miastach, może nie wystarczyć na mieszkanie – ocenia ekspert ds. rynku nieruchomości. – W Warszawie, Krakowie czy Gdańsku nawet na małą kawalerkę trzeba mieć nie mniej niż 400–500 tys. zł. W stolicy średnia ofertowa cena jednopokojowego lokalu to dziś ponad 550 tys. zł, a w Krakowie ponad 500 tys. zł. Za ok. 200 tys. zł owszem, kupimy kawalerkę, ale raczej w mniejszych ośrodkach – Wałbrzychu, Bytomiu, Sosnowcu, Radomiu – wskazuje Marcin Drogomirecki.
Podkreśla, że mieszkania z najniższej półki cenowej, czyli te najbardziej przystępne, w ciągu ostatnich miesięcy stały się najbardziej... niedostępne. – Ogromna fala popytowa sprawiła, ze rynek został z nich ogołocony, a konsekwencją był wzrost cen – średnio o 30 proc., do nawet 50 proc. w ciągu zaledwie 12 miesięcy – wskazuje. – W wielu lokalizacjach za dzisiejszą cenę kawalerki jeszcze rok temu można było kupić mieszkanie dwupokojowe. Niestety, nic nie wskazuje, żeby w najbliższym czasie podaż tańszych mieszkań wzrosła.