Rządowy program „Bezpieczny kredyty 2 proc.” ma wystartować na początku lipca. Singiel będzie mógł pożyczyć 500 tys. zł, rodzina – 600 tys. zł. Państwo będzie dopłacać do kredytu przez dziesięć lat.
Tymczasem, jak zauważył niedawno Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors, jeśli KNF nie zgodziłaby się, aby przy ocenie zdolności kredytowej klienta uwzględniać dopłaty, to dostępność takiego preferencyjnego kredytu byłaby jeszcze mniejsza niż zwykłych kredytów hipotecznych.
Diabeł tkwi w ocenie
Jarosław Sadowski kreślił dwa scenariusze. – Jeśli KNF pozwoli bankom przy ocenie zdolności kredytowej klienta uwzględniać raty pomniejszone o dopłaty, to kwota „Bezpiecznego kredytu 2 proc.” będzie o ok. 31 proc. większa niż zwykłego kredytu z oprocentowaniem stałym i ratą stałą – szacuje. – Jeśli ktoś może uzyskać dziś np. 300 tys. zł zwykłego kredytu, to kwota kredytu z dopłatą wyniesie ok. 394 tys. zł. Jeśli teraz klient może dostać 400 tys. zł, to przy preferencyjnych warunkach dostanie ok. 526 tys. zł – szacuje. Jeśli KNF nie zgodziłaby się na szacowanie możliwości klienta, przy uwzględnieniu obniżonych rat, to dostępność preferencyjnych kredytów będzie mniejsza.
– Osoba, która może uzyskać 300 tys. zł kredytu ze stałą ratą, mogłaby liczyć na 233 tys. zł „Bezpiecznego kredytu 2 proc.” – podaje ekspert Expandera. „Bezpieczny kredyt 2 proc.” przez pierwsze dziesięć lat będzie spłacany w ratach malejących. – Początkowe raty bez uwzględniania dopłat będą znacznie wyższe niż raty stałe zwykłego kredytu. To z kolei przekłada się na spadek dostępnej kwoty kredytu – wyjaśnia analityk.
Rynek już czeka na start programu. O ożywieniu popytu mówią deweloperzy. Klienci od wielu tygodni rezerwują lokale, które mają nadzieję sfinansować tanim kredytem. Sprzedający mieszkania z drugiej ręki raczej nie są skłonni czekać na odroczone płatności.