Artur Ilgner: Po drugiej stronie lustra

„Szlifierz krzywych luster” Artura Ilgnera udowadnia, że odbicie w krzywym lustrze nie zawsze musi boleć. Książkę warto przeczytać, by do zbioru literackich i naukowych opisów życia w PRL-u, dołożyć pełną urody część prawdy o tamtych czasach.

Publikacja: 25.11.2023 09:37

Artur Ilgner: Po drugiej stronie lustra

Foto: Czuły barbarzyńca press

Artur Ilgner w swojej debiutanckiej powieści „Szlifierz krzywych luster” przemierza i smakuje życie w rozmaity sposób. W dzieciństwie jako chłopak z warszawskiego Muranowa nie świadom okrucieństwa rozgrywającego się tam Holokaustu grał w zośkę na gruzach śmierci, żył w „wilczym stadzie” – najdelikatniej mówiąc – urwisów. W życiu dojrzałym pokochał do bólu kobietę, której, jak to sam określa, w swojej powieści, „zmarnował życie”.

Rycerz strzegący św. Grala.

W twórczości literackiej błąka się między poezją i prozą, sarkazmem kabaretu i zwyczajnym życiem, zarabia we własnym warsztacie samochodowym. Bez trudu zamienia śrubokręt na pióro.

W poematach („Byk”,„Pieśni Triesteńskie ”) zagląda w zakamarki historii, filozofuje, analizuje myśli Pascala i Ciorana. Równocześnie nurkuje, gra w tenisa, jeździ na nartach, gna do galopu ukochanego konia o imieniu Burzan, by rozgnieść jego kopytami zmrożone świadomością ludzkiej kondycji serce poety, poczuć zapach końskiego potu, zdmuchnąć z siebie zapach stęchlizny PRL –u.

Koń niby jak każdy inny. Jednak Burzan Artura Ilgnera był jego przyjacielem do ostatnich swych dni. Spotkania przy pomniku Burzana (przy drodze na Turbacz) stały się w Rabce tradycją nie tylko mieszkańców tego miasteczka, ale również turystów. Wtajemniczeni wiedzą, że nie raz Burzan zarywając nockę, strzegł w stajni spokojnego snu swego pana, czasem zbyt „zmęczonego”, by przejść kilkadziesiąt metrów do domu. Koń Burzan ustępował panu posłanie i pełnił straż do rana, niczym rycerz strzegący św. Grala.

Prozaik, twórca poezji bliskiej imagizmowi, sprawdził się także jako autor tekstów kabaretowych. Jego publicystykę cenię, nie tylko ja. W nowej odsłonie swej prozy, którą wydało wydawnictwo Czuły Barbarzyńca Press, przedstawia czytelnikom młodego Warszawiaka, który trafia do uzdrowiska Rabka, niestety u schyłku jej świetności. Bohater Ilgnera wierny jest wartościom, w których został wychowany. Mimo, że akcja książki nie toczy się chronologicznie, czytelnik jest świadkiem procesu dojrzewania protagonisty i krystalizowania się jego osobowości, a także retrospekcji z powojennego życia na warszawskim Muranowie.

Są to literackie odniesienia do jego szkolnych lat, wyzwań zawodowych w rzeczywistości PRL; perełką jest opis pracy bohatera książki w bazie MZK na warszawskiej Pradze. Na ów realny obraz nakłada się próba ucieczki dojrzewajacego bohatera w świat fantasmagorii, wiary w wolność słowa i myśli.

Zawiłe losy miłości

W powieści pojawia się wiele pytań. Ważnych i mniej ważnych. Jest też to najważniejsze: pytanie Piłata do Chrystusa o prawdę. Ilgner pyta o kondycję ludzką i potrzebę zrozumienia syzyfowego trudu walki z zależnościami. Czytelnik idąc tropem autora, niejako automatycznie staje się kontestatorem; widzi ludzką ułomność, zło i dobro. Pyta o sens boskiego dzieła. Autor podkreśla jedyną wartość życia - miłość. W tym przypadku miłość (zawiłe są losy tej miłości) do jedynej kobiety – swojej przyszłej żony.

Tak. Bohatera książki niesie ciekawość życia; delektuje się nim i przełyka gorycz porażki. Zatem życie mamy tu w różnych odsłonach; chwile szczęścia i traumy, przemieszane z sukcesem i poczuciem pustki istnienia. Któż może wiedzieć, dlaczego tak się dzieje? Być może, nie tylko wskutek ludzkich słabości, lecz również z powodu siły, pochodzącej od źródła, którego nie chcemy nazwać po imieniu.

Podążając za autorem, czuję szczerość przekazu o konieczności pozostawania w zgodzie ze sobą, sprzeciw wobec kunktatorstwu i usprawiedliwienia życia w kłamstwie. Każda z ponad pięciuset stron niesie myśli prawdziwe. Niekiedy bolesne, ale można im zaufać, i podążyć ich śladem. To wyjątkowa, rzadka umiejętność, którą posiadają nieliczni pisarze. Idąc tropem ceniącego własną niezależność bohatera, czytelnik będzie sprowokowany do samodzielnego szukania odpowiedzi na postawione przez autora pytanie.

Kim zatem jest „Szlifierz krzywych luster”? Być może to tylko kreacja. Być może alter ego autora. Czy jest to opis rzeczywistych zdarzeń, czy tylko zgrabna fikcja? Tego czytelnik wiedzieć nie może, ale pewnym może być jednego: szczerości tej prozy.

Sądzę, że „Szlifierz krzywych luster” jako domniemany autor tych zapisów nie musi obawiać się krytyki, bowiem sam napiera na nas, jak napisał Jarosław Ławski, „do bólu szczerym i bezczelnie zmyślonym” życiorysem.

Niepokój myśli

Zawirowania myśli i zdarzeń, pytania o okrucieństwo życia, spory filozoficzne o sprawstwo chaosu, w którym tkwimy, pytanie Piłata i poczynania demiurga. Ot, tyle. I aż tyle. Czy przekaz pomimo zmazanego odbicia w lustrze jest autobiograficzną opowieścią, tego nikt nie zdoła rozgryźć. Wobec tak bezspornie szczerych myśli szukanie odpowiedzi na to pytanie jest drugorzędne, w zasadzie bez znaczenia. Zuchwały niepokój płynący z kart tej książki pociąga szukających odpowiedzi: jest w niej wiele odniesień do refleksji filozofów i myślicieli, lecz bez zadęcia, zacięć warsztatu pisarskiego i usypiających czytelnika nudnych przestojów.

To dobra książka, którą szczerze polecam. Warto ją przeczytać choćby po to, by do zbioru literackich i naukowych opracowań i opisów życia w PRL-u, dołożyć tę bogatą w swojej prawdzie i pełną urody część prawdy o tamtych czasach. A może po to, by dowiedzieć się dlaczego bohater powieści spowiada się ze swojego życia i obsesji w miejscu, w którym zwykle nie spędza się wakacji.

Zmienność formy, niepokój myśli, czyni tę książkę powieścią nie zamkniętą. Chciałoby się domknąć to dzieło zdaniem w czasie zaprzeszłym: Bóg dał nam życie, które jest grą, lecz stawki tej gry nie poznał nikt. Pozostaje nam jedynie własne odbicie w krzywym zwierciadle. Ale ono nie musi boleć. Aby przestało doskwierać, warto chociaż raz jedyny, spojrzeć na nie uważnie. I na koniec: być może kobieta, której Artur Ilgner zadedykował swe dzieło, może kiedyś zechce odnieść się do dedykacji: „Kobiecie której zmarnowałem życie”.

Zabrakło miejsc

W niedzielne popołudnie, 19 listopada 2023 roku w urokliwej Księgarni Ogród przy ul. Lenartowicza w Warszawie, rozmawialiśmy o książce z Arturem Ilgnerem. Rozmowę z autorem prowadził Tadeusz Lewandowski. Intrygujące fragmenty czytał Waldemar Kownacki, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

W loży szyderców zasiedli nie tylko ciekawi wydarzenia literackiego czytelnicy, ale także znani pisarze oraz wytrawni krytycy literatury. Sala była pełna po brzegi, nieomal zabrakło miejsca dla Michała Komara.

Autor opowiadał o akcie tworzenia, o zawiłościach swojego życia. Wplątał krytyków w dialektyczne rozważania, zasiał wątpliwości przed ostatecznym osądem, a wyobraźnię czytelników rozpalił żarem ciekawości.

Mnie rozbroił szczerością. Postanowiłam przejrzeć się w krzywym lustrze szlifierza, spojrzeć na drugą stronę lustra Artura Ilgnera.

Artur Ilgner w swojej debiutanckiej powieści „Szlifierz krzywych luster” przemierza i smakuje życie w rozmaity sposób. W dzieciństwie jako chłopak z warszawskiego Muranowa nie świadom okrucieństwa rozgrywającego się tam Holokaustu grał w zośkę na gruzach śmierci, żył w „wilczym stadzie” – najdelikatniej mówiąc – urwisów. W życiu dojrzałym pokochał do bólu kobietę, której, jak to sam określa, w swojej powieści, „zmarnował życie”.

Rycerz strzegący św. Grala.

Pozostało 93% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność