Czy Ukraina może w tym roku odbić Krym, Donieck i Ługańsk? Eksperci w Kijowie nie mają złudzeń

Ukraińcy przekonują, że mają plan działań i wiedzą, jak wypędzić Rosjan ze swojego terytorium, ale Waszyngton nie chce prowokować Kremla.

Publikacja: 14.01.2024 23:00

Czy Ukraina może w tym roku odbić Krym, Donieck i Ługańsk? Eksperci w Kijowie nie mają złudzeń

Foto: AFP

Brudno, zimno, mokro i nieustające grzmoty dział artyleryjskich. Tak wygląda dzisiaj życie żołnierzy ukraińskich „na zerze”. Wojskowi określają w ten sposób linię frontu trwającej od niemal dwóch lat wojny z Rosją. Przez kilka ostatnich dni odbywały się tam burzliwe narady z udziałem dowódcy armii gen. Wałerija Załużnego. Wraz z dowódcami sił walczącymi w okupowanych częściowo obwodach zaporoskim, chersońskim i donieckim „uzgodnili kroki dla zwiększenia efektywności użycia wojsk, uwzględniając istniejące zasoby i sytuację operacyjną”.

Czytaj więcej

Zmasowany atak rakietowy Rosji na Ukrainę. Reaguje polskie wojsko

Ocena bieżącej sytuacji i możliwości armii Ukrainy to ważne informacje dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który już we wtorek pojawi się na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. Przede wszystkim dlatego, że podczas pobytu w Szwajcarii, jak twierdzą zachodnie media, ukraiński przywódca będzie musiał przedstawić stronie amerykańskiej dokładny plan dalszego prowadzenia wojny z Rosją. Do Waszyngtonu prawdopodobnie ma zawieźć go doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. To miałoby pomóc nie tylko usprawnić amerykańską pomoc dla Ukrainy, ale i przekonać republikanów do uchwalenia wielomiliardowego pakietu pomocowego.

Ukraińcy nie mają złudzeń

Biorąc pod uwagę to, że wojna pozycyjna trwa już od wielu miesięcy i Rosjanie ciągle naciskają na kilku odcinkach frontu, nasi rozmówcy w Kijowie nie mają złudzeń co do tego, że ukraińskiej armii uda się w tym roku odzyskać Krym, Donieck czy Ługańsk. Cele są nieco bardziej realistyczne, ale nawet ich osiągniecie nie będzie możliwe bez utrzymania, a nawet zwiększenia dotychczasowej pomocy z Zachodu.

Czytaj więcej

Korea Północna przekaże Rosji swoją wersję pocisków ATACMS?

– Myślę, że rozmowa z zachodnimi partnerami może wyglądać mniej więcej tak. W tym roku chcemy przeciąć na pół rosyjskie siły na południu i dojść do wybrzeża Morza Azowskiego i administracyjnych granic Krymu. By osiągnąć ten cel, musimy zniszczyć wszystkie magazyny broni rosyjskiej i centra dowodzenia nie tylko na terenach, które będziemy wyzwalać, ale też na Krymie i na okupowanych terytoriach aż do granic z Rosją. Potrzebujemy do tego, powiedzmy, 500 rakiet dalekiego zasięgu typu ATACMS czy Storm Shadow. Nasi partnerzy zapewne odpowiedzą, że dostarczą tyle rakiet, ale w ciągu np. trzech lat. Tak to niestety wygląda – mówi „Rzeczpospolitej” Ołeksij Melnyk, oficer lotnictwa ukraińskiego w stanie spoczynku, ekspert ds. bezpieczeństwa z kijowskiego Centrum Razumkowa.

Uważa, że przyszłość wojny nad Dnieprem dzisiaj jest w rękach Stanów Zjednoczonych i administracji Joe Bidena, ale tam nie chcą przekraczać „czerwonych linii” w relacjach z Kremlem.

– W Białym Domu dzisiaj mają trzy priorytety dotyczące wojny w naszym kraju. Nie chcą sprowokować Rosji do użycia broni atomowej, którą ciągle straszą ich Putin wraz z Miedwiediewem. Nie chcą też dopuścić do bezpośredniego starcia NATO z Rosją, ataku rosyjskiego na jakieś państwo sojuszu. Bo wówczas musieliby ginąć również amerykańscy żołnierze. Trzecim priorytetem jest to, że nie chcą pozwolić Ukrainie przegrać. Nie ma tu mowy o zwycięstwie nad Rosją – twierdzi ukraiński ekspert.

Nie tylko brak pewności co do dalszej pomocy z USA wywołuje napięcie w relacjach pomiędzy politykami a wojskowymi w Kijowie. Ostatnio nie powiodła się już kolejna próba uchwalenia w parlamencie rządowego projektu dotyczącego mobilizacji. Zakładał m.in. wpisanie ukrywających się przed armią mężczyzn na listę dłużników oraz powołanie do wojska osób z III grupą niepełnosprawności. Politycy na razie nie wiedzą, jak zmobilizować setki tysięcy nowych żołnierzy, by ci, którzy walczą na frontach wojny z Rosją od niemal dwóch lat, mogli powrócić do swoich rodzin.

Brudno, zimno, mokro i nieustające grzmoty dział artyleryjskich. Tak wygląda dzisiaj życie żołnierzy ukraińskich „na zerze”. Wojskowi określają w ten sposób linię frontu trwającej od niemal dwóch lat wojny z Rosją. Przez kilka ostatnich dni odbywały się tam burzliwe narady z udziałem dowódcy armii gen. Wałerija Załużnego. Wraz z dowódcami sił walczącymi w okupowanych częściowo obwodach zaporoskim, chersońskim i donieckim „uzgodnili kroki dla zwiększenia efektywności użycia wojsk, uwzględniając istniejące zasoby i sytuację operacyjną”.

Pozostało 87% artykułu
Konflikty zbrojne
Wojna na Bliskim Wschodzie wisi w powietrzu
Konflikty zbrojne
Ukraińcy strzelają do Rosjan amunicją z Indii. Indie nie protestują
Konflikty zbrojne
Eksplodujące radiotelefony Hezbollahu. To był najbardziej krwawy dzień w Libanie od roku
Konflikty zbrojne
Rosja chce mieć drugą armię świata. Czy Putin szykuje się do długiej wojny?
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Konflikty zbrojne
Wybuchające pagery w Libanie. Hezbollah upokorzony i zdruzgotany