– Słyszę odgłosy chyba każdego rodzaju broni – opowiadał z dachu jednego z budynków w stolicy Karabachu Stepanakercie jeden z tamtejszych dziennikarzy Marut Wanian.
Azerowie przede wszystkim zaatakowali rakietami ormiańską broń przeciwlotniczą i posterunki radarowe. – Sądząc z tego, że próbują zmiażdżyć właśnie przeciwlotnicze uzbrojenie Karabachu, to jest bardzo silna eskalacja – sądzi armeński politolog z Erywania Aleksandr Iskandarian.
Czytaj więcej
Armenia przeżywa historyczne chwile. Definitywnie wyrwie się ze strefy wpływu Rosji, albo straci suwerenność. Dzisiaj zależy to od państw zachodnich.
Niszczenie obrony przeciwlotniczej jest wstępnym warunkiem wykonywania uderzeń własnego lotnictwa, które – bardzo możliwe – utoruje drogę piechocie. Na razie nie ma jednak informacji o atakach naziemnych (poza ostrzałami artyleryjskimi). Jedynie premier Armenii Nikol Paszynian powiedział, że Azerbejdżan zaczął ostrzały całego terytorium Karabachu, a potem „rozpoczął próby przełamania linii kontaktu (obu stron) i wzięcia pod kontrolę pozycji i miejscowości”. Nie wiadomo, gdzie miałoby dojść do ataku lądowego, nie ma też potwierdzenia tego faktu.
Konflikt o Górski Karabach trwa od 1988 roku, wybuchł jeszcze w ZSRR. Karabach był wtedy ormiańskim terytorium autonomicznym w Azerbejdżanie. Po pierwszej wojnie w 1992–1994 zerwał z Baku i utworzył niezależne państwo, przez nikogo nie uznane, nawet przez Armenię. Choć z tą ostatnią faktycznie tworzył jedność.