Jerzy Haszczyński: Nie od razu Putina pokonano

Tak wiele się udało, ale musi się udać jeszcze dużo, dużo więcej.

Publikacja: 24.02.2023 03:00

Proukraińska demonstracja w Krakowie kilka dni po wybuchu wojny

Proukraińska demonstracja w Krakowie kilka dni po wybuchu wojny

Foto: Fotorzepa/ Piotr Guzik

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 366

Ukraińcy mieli stracić stolicę i elity w kilka dni. Taki był pierwszy moskiewski plan. Wydawał się realny, skoro Amerykanie proponowali Wołodymyrowi Zełenskiemu ewakuację. Rok później Zełenski przechadzał się po Kijowie z Joe Bidenem, prezydentem USA, który ugruntował swój status prawdziwego przywódcy świata wolności w epoce próby. Bardziej optymistycznego widoku w czasie tej wielkiej wojny nie było.

Nie powinien nam jednak przesłonić wszystkiego innego: zwłaszcza sytuacji na ciągnącym się 1,5 tysiąca kilometrów froncie oraz szaleńczych prac Moskwy nad kolejnymi planami – żaden z nich nie jest korzystny dla Kijowa, a także Warszawy, Wilna czy Tallina.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Rok strasznej wojny

Front zamarł. Zamarł w upiornym znaczeniu – utrzymanie go w tym samym miejscu oznacza śmierć setek obrońców ojczyzny każdego dnia. Przez ostatni rok dziesiątki tysięcy Ukraińców – w tym najcenniejsze córki i synowie narodu, wybitni naukowcy, artyści – oddały życie w walkach z okupantami.

W specjalnym numerze gazety chciałoby się postawić prostą, pocieszającą tezę: Putin jest już skończony. Zwycięska Ukraina zaraz wstąpi do UE i NATO. Poszerzy się strefa dobrego świata: bezpiecznego i wolnego. Ale ciśnie się inna: Jesteśmy na początku końca tej wielkiej wojny. I ten stan może trwać latami, sugerował to zresztą Biden.

Czytaj więcej

Chrzest w Buczy. „To nie jest dla nas przeklęte miejsce”

A czy jej wynikiem będzie ostateczny kres imperialnej, podbijającej sąsiadów Rosji – nie jest, niestety, pewne. Rok temu było niemożliwe, i to jest pocieszający wniosek.

Wiele było pozytywnych zaskoczeń. Wiele się przez ten rok udało. Ukraińcy wykazali się wielką odwagą, pragnieniem wolności. Zachód się zjednoczył, zrobił dla Ukrainy więcej, niż się zapowiadało.

Ale jedność bywa krucha. Społeczeństwa zachodnie wciąż są za Ukrainą, ale w niektórych to nastawienie słabnie, zbliża się do niebezpiecznej granicy, za którą mogą być przykre decyzje polityczne. Dotyczy to nawet Ameryki. Nie wiadomo, czy to Biden będzie prezydentem w następnej kadencji, to nie on musi w roli przywódcy Zachodu patrzeć na wojnę, o której teraz wie, że potrwa wiele lat.

Wiele się nie udało. Rosja nie upadła gospodarczo. Sankcje nie spowodowały, jak się niektórzy spodziewali, że wygłodniały lud rosyjski obali dyktatora albo zrobią to oligarchowie, którzy tracą wielomiliardowe majątki w dolarach i euro. Sankcje nie są szczelne. Także dlatego, że w ich realizacji nie chce pomagać prawie nikt spoza szeroko pojętego Zachodu. 50–60 państw świata jest z grubsza po naszej stronie, reszta, czyli zdecydowana większość, jest po tamtej – bo nawet obojętność, wstrzymywanie się od głosu w czasie, gdy trzeba by ukarać Rosję, jest jej wsparciem. Po tamtej są Chiny, są coraz bardziej. I to również skłania do ostrożności w głoszeniu pocieszających tez.

Putin przygotowywał się długo, gromadził pieniądze i broń. Wiele pieniędzy rozkradziono, broń okazała się nie taka, jak miała być. Ale to nie znaczy, że odbicie przez Ukraińców Mariupola jest w zasięgu ręki. A żeby wygrać tę wojnę, trzeba wygonić okupantów nie tylko z Mariupola.

Ukraińcy mieli stracić stolicę i elity w kilka dni. Taki był pierwszy moskiewski plan. Wydawał się realny, skoro Amerykanie proponowali Wołodymyrowi Zełenskiemu ewakuację. Rok później Zełenski przechadzał się po Kijowie z Joe Bidenem, prezydentem USA, który ugruntował swój status prawdziwego przywódcy świata wolności w epoce próby. Bardziej optymistycznego widoku w czasie tej wielkiej wojny nie było.

Nie powinien nam jednak przesłonić wszystkiego innego: zwłaszcza sytuacji na ciągnącym się 1,5 tysiąca kilometrów froncie oraz szaleńczych prac Moskwy nad kolejnymi planami – żaden z nich nie jest korzystny dla Kijowa, a także Warszawy, Wilna czy Tallina.

Pozostało 84% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich