Decyzja o cłach antydumpingowych na chińskie elektryki ma pełne uzasadnienie ekonomiczne. Po trwającym kilka miesięcy dochodzeniu UE uznała, że chiński rząd wspiera swoje firmy całą paletą środków fiskalnych (bezpośrednie dotacje, ulgi podatkowe, preferencyjny dostęp do ziemi), co sprawia, że mogą one w sposób nieuczciwy konkurować z europejskimi koncernami. Cła sięgające 45 proc. wartości zaczną obowiązywać od 1 listopada, chyba że w ostatniej chwili dojdzie do jakiegoś kompromisu.
Niemcy nie chciały karania Chin
Gdy doszło do ostatecznego głosowania w tej sprawie, kilka państw UE wyłamało się z unijnego konsensusu. Nie wystarczyło to do zablokowania propozycji KE, mimo że w gronie przeciwników były Niemcy. Państwa sprzeciwiające się cłom nie uważają, że chińskie samochody są sprzedawane po uczciwej cenie, uwzględniającej faktyczne koszty ich produkcji. Obawiały się jednak retorsji ze strony Pekinu: Chiny są trzecim rynkiem dla europejskiego eksportu, w ubiegłym roku jego wartość wyniosła 224 mld euro. A Pekin wcale nie musi uderzać w europejskie samochody. Raczej wybierze te sektory, których straty mogłyby zmusić UE do zmiany zdania, celując np. w silne lobby rolnicze. Już wspomina się o francuskich produktach luksusowych, jak koniak, wieprzowina, której dużo eksportuje Hiszpania, czy produktach mlecznych, co dotknęłoby również Polskę. Ale dyplomaci i eksperci wyrażają wątpliwości, czy Chiny zdecydują się na poważne retorsje.
Czytaj więcej
Chiny nałożyły tymczasowe środki antydumpingowe na import brandy z Unii Europejskiej, uderzając przede wszystkim w marki takie jak Hennessy czy Remy Martin, po tym jak 27 państw UE zagłosowało za cłami na chińskie pojazdy elektryczne (EV).
Pekin nie zaryzykuje odwetu
– To jest straszenie. Nigdy w przeszłości Pekin nie zdecydował się na wielki odwet, to nie jest w ich interesie – mówi nam nieoficjalnie wysokiej rangi dyplomata jednego z państw UE. Wobec kurczącego się rynku wewnętrznego (zapaść demograficzna) Chiny jeszcze bardziej niż kiedykolwiek są uzależnione od eksportu. A UE jest dla nich potężnym rynkiem – w 2023 roku wysłały do nas towary o wartości 516 mld euro. Nie opłaca im się więc iść na wojnę handlową z Europą, tym bardziej, że i tak traktujemy ich znacznie łagodniej niż inni partnerzy handlowi. USA razem z Kanadą czy Australia nałożyły na chińskie elektryki 100-procentowe cła.