Duże marki, takie jak Cartier i Tiffany, twierdzą, że nie sprzedają rosyjskich diamentów, ale najnowszy raport sugeruje, że wprowadzają one w błąd swoich klientów.
Z dochodzenia przeprowadzonego przez „Kyiv Independent” wynika, że rosyjskie kamienie z dużym prawdopodobieństwem trafiają do biżuterii dużych luksusowych firm jubilerskich, skutecznie tuszując swoje pochodzenie.
Czytaj więcej
W czasie rozpętanej przez Kreml wojny eksport diamentów z Federacji Rosyjskiej zmniejszył się o 24 procent licząc rok do roku. To efekt sankcji wprowadzonych przez USA i Wielką Brytanię. Wciąż są jednak chętni na rosyjskie kamienie. Lobbuje za nimi silnie jeden z krajów Unii.
Z raportu wynika, że rosyjskie diamenty po prostu zmieniły trasę. Zamiast trafiać bezpośrednio do UE, gdzie przepisy zapewniają pewną przejrzystość, większość rosyjskich diamentów jest obecnie sprzedawana przez Dubaj, który znawcy branży nazwali „pralnią” rynku diamentów.
Aby zapobiec finansowaniu wojen i konfliktów diamentami – nazwanymi „krwawymi diamentami”, istnieje Proces Kimberley, czyli system wykorzystujący świadectwa pochodzenia w celu zapobiegania handlowi takimi diamentami. Dotyczy to jednak tylko diamentów, których wydobycie jest powiązane z grupami rebeliantów – dlatego procesowi nie podlegają rosyjskie surowce diamentowe.