#RZECZoBIZNESIE: Mirosław Gronicki: Trzeba ratować produkcję

Moje szacunki w scenariuszu bazowym mówią o spadku PKB w tym roku między 4 a 5 proc. w porównaniu z rokiem 2019. Szansa, że znów będziemy zieloną wyspą jest niewielka - mówi prof. Mirosław Gronicki, ekonomista, były minister finansów, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 30.03.2020 07:14 Publikacja: 27.03.2020 18:23

#RZECZoBIZNESIE: Mirosław Gronicki: Trzeba ratować produkcję

Foto: tv.rp.pl

Podczas kryzysu sprzed 10 lat byliśmy zieloną wyspą. Uda się i tym razem?

Obecnie sytuacja jest o wiele trudniejsza. W 2009 r. Polska była jeszcze świeżo po wejściu do UE, mieliśmy efekt niedorozwoju ogólnogospodarczego, gospodarka była średnio otwarta. Teraz jest inaczej. Sukces gospodarczy Polski ostatnich kilkunastu lat stał się paradoksalnie problemem. Otwarcie gospodarki, połączenie z najważniejszymi łańcuchami dostaw i dystrybucji spowodowało, że jesteśmy bardzo narażeni na wszelkiego rodzaju zewnętrzne zawirowania. Do tego dochodzą problemy wewnętrzne. Szansa, że będziemy zieloną wyspą jest niewielka.

Wtedy pomógł nam gwałtownie osłabiający się złoty. Wyparł zagraniczne towary z naszych półek i ułatwił eksport. Efekt słabej waluty teraz też może nam pomóc?

Poprzednio był kryzys finansowy, największy od lat 30. ubiegłego wieku. Teraz mamy do czynienia z szokiem podażowym. Nie ma problemu z płynnością banków, całego sektora finansowego, ale mamy problemy z produkcją dóbr i usług, do pewnego stopnia z dystrybucją. Remedium powinno być też inne, niekoniecznie powiązane bezpośrednio z systemem finansowym. Teraz trzeba ratować produkcję.

Działania poszczególnych krajów są podobne do wcześniejszych. Obniżają stopy procentowe, zasypują rynki pieniędzmi. Państwa G20 wydały oświadczenie, że wesprą światową gospodarkę co najmniej 5 bln dol. Ma to sens?

To ma sens, ale jest tylko dodatkiem. Trzeba akomodować politykę ekonomiczną (fiskalną i przemysłową) z odpowiednią polityką pieniężną czy monetarną. To zupełnie inna sprawa. Priorytetem powinno być rozwiązanie problemów podażowych. Problemy popytowe, poprzez zasypywanie pieniędzmi, mają mniejszy sens, bo nie jesteśmy w stanie zrealizować tego popytu. Wszystko zależy od tego, jak długo będzie trwał kryzys związany z pandemią. Jeżeli będzie krótkookresowy, to te pieniądze się przydadzą. Długookresowo one wiele nie pomogą.

Jak pan ocenia rozwiązania z tarczy antykryzysowej?

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda w miarę dobrze. To jest rozwiązanie na chwilę. Dajemy 3 proc. PKB w transferach pieniężnych do gospodarki. To nie rozwiązuje problemów podaży. Przedsiębiorstwa myślą już, żeby redukować zatrudnienie, ograniczać produkcję. Sporo przedsiębiorstw jest zamkniętych. Kompletne zamknięcie tzw. usług rekreacyjnych, czyli hoteli, gastronomii itd., to natychmiastowy koszt dla gospodarki 3 proc. PKB. Tylko ta jedna gałąź powoduje problem, który stanowi sporą część PKB i ubytek we wzroście. Jeżeli dodamy pozostałe części, to trudno spodziewać się, żebyśmy uniknęli recesji. Na razie nie ma mowy o tym, w jaki sposób wspomagać przedsiębiorstwa.

Przedsiębiorcy mocno krytykują tarczę antykryzysową. Mówią, że niedługo będzie potrzebna druga tarcza. Rząd nie poświęca zbyt mało uwagi firmom?

To jest kryzys podażowy, a rząd chce dosypać pieniędzy. Sądzi, że poprzez zwiększenie dochodów do dyspozycji zwiększy popyt i rozwiąże problem. Ale problem jest nie do rozwiązania, bo nie ma podaży.

Jakie pan by zaproponował środki zaradcze?

Zająć się przedsiębiorstwami, żeby zapewnić szybki restart gospodarki. Trzeba pomóc przedsiębiorcom w zaopatrzeniu w niezbędne środki zapobiegające zarażeniu. Chodzi o łatwy dostęp do środków odkażających, maseczek itp., żeby pracownicy mieli komfort, że prawdopodobieństwo ich zarażenia jest stosunkowo niewielkie. Podobny, ale ograniczony szok podażowy mieliśmy w 1973 r., kiedy państwa arabskie postanowiły zablokować eksport ropy naftowej do innych krajów, żądają podwyższenia cen. W ten sposób doprowadziły do recesji. Wtedy to był tylko jeden towar, teraz mamy do czynienia z całą gospodarką. Problemy trzeba rozwiązywać rozmawiając z firmami, organizacjami przedsiębiorstw, bo one wiedzą mniej więcej, co jest potrzebne.

W 2020 r. miało nie być w budżecie deficytu. O tym już nie może być mowy. Jaki może być deficyt na koniec roku?

W tej chwili to gdybanie, bo nie wiemy jak głęboka będzie recesja, jak mocno spadną dochody podatkowe. Wiemy, o ile wzrosną wydatki. Tarcza antykryzysowa, to wydatki rzędu 3 proc. PKB. Jeżeli recesja będzie rzędu 10 proc., to bardziej niż proporcjonalnie spadną dochody podatkowe.

Czeka nas głęboka recesja?

W Chinach produkcja przemysłowa, pomimo tego, że zamknięta była tylko jedna prowincja, spadła o 20 proc. w pierwszych dwóch miesiącach tego roku. Przyjmując, że mamy podobny scenariusz, czyli spadek produkcji przemysłowej, obrotów handlu detalicznego i hurtowego o 20 proc., to mamy 10 proc. spadku PKB. To jest tylko w momencie, gdy mamy pandemię. Potem to się może zmieniać. Moje szacunki w scenariuszu bazowym mówią o spadku między 4 a 5 proc. w skali roku.

Kto najbardziej ucierpi na tym kryzysie? Chiny, Stany Zjednoczone, kraje jak Polska czy trzeci świat?

Żyjemy w erze globalizacji. Co z tego, że Chiny wychodzą wcześniej z kryzysu, kiedy inne kraje w niego wchodzą. Popyt na chińskie towary będzie odpowiednio mniejszy. Najlepiej będą miały się kraje, które mają, bądź miały rezerwy. Chodzi o kraje wysoko rozwinięte, Stany Zjednoczone, stara część UE. Gorzej będą miały kraje, których rezerwy są stosunkowo niskie. Może oprócz Czech, kraje środkowo-europejskie będą dość mocno dotknięte recesją. W przeciwieństwie do tego, co było poprzednio.

Dlaczego akurat nasz region? Dlaczego mamy być wśród największych przegranych kryzysu?

Nie twierdzę, że będziemy wśród największych przegranych. Jest optymizm wśród analityków. Np. Goldman Sachs uważa, że w przyszłym roku odbudowa polskiej gospodarki będzie najszybsza wśród krajów, które znajdują się w naszym regionie. Trzeba pamiętać, że mamy nie tylko kwestię eksportu do Niemiec. Mamy też problemy wewnętrzne. Im dłużej będzie trwał kryzys, im szybciej firmy zaczną zwalniać, tym sytuacja będzie gorsza. Koło się zamyka.

Czy Polska dobrze przygotowała się na ten kryzys?

Nikt się dobrze na takie kryzysy nie przygotowuje. To jest coś nieoczekiwanego, tzw. czarny łabędź. Zdarzyło się, kiedy gospodarka światowa i polska spowalniały. Spowolnienie miało być dość głębokie. W przypadku Polski, już przed epidemią, oficjalne prognozy mówiły o wzroście rzędu 2 proc. Jeżeli dodamy do tego szok, który się objawił, to sprawa jest oczywista.

Podczas kryzysu sprzed 10 lat byliśmy zieloną wyspą. Uda się i tym razem?

Obecnie sytuacja jest o wiele trudniejsza. W 2009 r. Polska była jeszcze świeżo po wejściu do UE, mieliśmy efekt niedorozwoju ogólnogospodarczego, gospodarka była średnio otwarta. Teraz jest inaczej. Sukces gospodarczy Polski ostatnich kilkunastu lat stał się paradoksalnie problemem. Otwarcie gospodarki, połączenie z najważniejszymi łańcuchami dostaw i dystrybucji spowodowało, że jesteśmy bardzo narażeni na wszelkiego rodzaju zewnętrzne zawirowania. Do tego dochodzą problemy wewnętrzne. Szansa, że będziemy zieloną wyspą jest niewielka.

Pozostało 91% artykułu
Gospodarka
Rosjanie rezygnują z obchodów Nowego Roku. Pieniądze pójdą na front
Gospodarka
Indeks wiarygodności ekonomicznej Polski. Jest źle, ale inni mają gorzej
Gospodarka
Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca KE: UE nie potrzebuje nowej polityki konkurencji
Gospodarka
Gospodarka Rosji jedzie na oparach. To oficjalne stanowisko Banku Rosji
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Gospodarka
Tusk podjął decyzję. Prezes GUS odwołany ze stanowiska