Skup obligacji na rynku wtórnym, określany często mianem ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), NBP prowadzi od połowy marca. Początkowo bank centralny kupował tylko obligacje skarbowe, ale w kwietniu rozszerzył program także na obligacje gwarantowane przez Skarb Państwa. Obecnie koncentruje się przede wszystkim na tym segmencie rynku.
Czytaj także: Polska może sobie pozwolić na finansowanie rządu przez NBP
Przykładowo, na środowym przetargu NBP kupił papiery wartościowe o wartości 5,1 mld zł, przy czym 4,2 mld zł przypadło na obligacje emitowane przez BGK i PFR. Po tej operacji portfel obligacji NBP sięgnął 101,3 mld zł, z czego 51 proc. stanowią papiery skarbowe, a 49 proc. nieskarbowe.
W czwartkowym raporcie dotychczasowy przebieg „polskiego QE" podsumowali ekonomiści z banku Pekao. Porównali go m.in. do pierwszych takich programów w USA i strefie euro, realizowanych – odpowiednio – na przełomie 2008 i 2009 r. oraz w 2015 r. „Program NBP jest nieco bardziej agresywny. W pierwszych 18 tygodniach jego implementacji NBP skupił aktywa finansowe o wartości 4,5 proc. rocznego PKB, co jest wartością większą niż w przypadku Fedu i EBC, gdy pierwszy raz wdrażały takie programy" – zauważyli.
To, że skup obligacji przez NBP jest bardziej agresywny niż pierwsze takie programy na Zachodzie można tłumaczyć tym, że działania polskiego banku centralnego mają nieco inne cele. „W warunkach polskich zakupy obligacji pełnią przede wszystkim funkcję płynnościową i fiskalną. Długoterminowe rynkowe stopy procentowe (rentowność obligacji – red) nie mają bowiem znaczącego bezpośredniego przełożenia na aktywność ekonomiczną w kraju i nie mają związku z kanałem kredytowym polityki pieniężnej" – tłumaczą ekonomiści z zespołu Ernesta Pytlarczyka.