Tunezja wydaje się być Polakom krajem dobrze znanym. Wszak bardzo wielu z nich spędzało tam wakacje. Przebywając w nim, można odnieść nawet wrażenie, że jest to kraj w pewnym stopniu „spolonizowany”. Język polski słyszymy tam bowiem często: na bazarach, w hotelach, restauracjach czy na lotniskach. „Dobra skóra z kangura!”, „Dobra z bobra, a lepsza z wieprza!” – tego typu powiedzonek nauczyli się tamtejsi handlarze. Mimo tej swoistej „polonizacji” Tunezja jest wciąż jednak krajem przez wielu Polaków słabo znanym, egzotycznym, a przy tym wrzucanym do jednego worka z innymi państwami Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
To dosyć niesprawiedliwe, gdyż jest ona jednym z najbardziej zeuropeizowanych krajów tego regionu. Jednocześnie jest też państwem, które znajduje się w samym centrum kryzysu imigracyjnego uderzającego w Unię Europejską. To, że włoska wyspa Lampedusa jest szturmowana przez afrykańskich imigrantów, to skutek tego, że Bruksela nie wywiązała się z umowy z tunezyjskim prezydentem Kaisem Saiedem, na podstawie której miała przekazać jego krajowi miliardy euro na powstrzymanie napływu tych przybyszów. Taki mały kraj szantażuje wielką i bogatą Unię? No, nie taki mały. Ja, zwiedzając go, pokonałem w tydzień około 2,5 tys. km, zaglądając nawet do skalnych domostw Berberów i do górskiej oazy w pobliżu granicy z Algierią.
Medina, czyli stare miasto w Tunisie, jest wielkim bazarem z wąskimi, często krytymi uliczkami
Tolerancyjny kraj
Tunezja to kraj paradoksów. Jest co prawda państwem w 99 proc. muzułmańskim, ale pod względem spożycia alkoholu na głowę zajmuje ona dziewiąte miejsce na świecie, wyprzedzając m.in. Niemcy. Nie znam metodologii tego zestawienia, ale nawet jeśli wliczony jest w nie alkohol kupowany przez turystów, to i tak Tunezja wyprzedza wiele innych popularnych miejsc turystycznych (choćby Turcję). Alkohol jest tam dosyć łatwo dostępny. Butelka lokalnego piwa Celtia kosztowała mnie w restauracji obok hotelu w nadmorskim mieście Monastyr 5 dinarów, czyli równowartość 6,6 zł. Tunezyjczycy produkują też własne wina oraz mocniejsze alkohole, takie jak boukha (wódka figowa wymyślona przez Żyda z wyspy Dżerba).
Tunezja jest też krajem islamskim o zaskakująco europejskiej modzie damskiej. Widzi się tam oczywiście kobiety w muzułmańskich chustach na głowach, ale też bardzo wiele młodych dziewczyn ubiera się podobnie jak ich rówieśniczki z Europy i nie zakrywa włosów. O wiele częściej można tam dostrzec dziewczynę w mini niż w czarnej burce. Zresztą burki są sprzeczne z tamtejszą tradycją ludową. W muzeum etnograficznym w Guellali na wyspie Dżerba manekiny przedstawiające tradycyjne stroje kobiece rzadko kiedy mają zakryte twarze. Jeśli chodzi o zasłanianie włosów, to miejscowe panie z Dżerby w dawnych czasach robiły to za pomocą słomkowych kapeluszy. Jeśli do kapelusza była przypięta biała wstążka, to oznaczało, że jego właścicielka jest panną. Jeśli czerwona, to że jest ona mężatką. Różowa wstążka oznaczała natomiast, że mąż jest w dłuższej podróży… Jeden z manekinów, przedstawiający kobietę z gór Rif, ma blond włosy. Pytam się przewodnika, czy to wynik tego, że nie mieli w muzeum innego manekina, czy też to zabieg celowy. – Zdarzają się u nas blondynki – otrzymuję w odpowiedzi. Dopytuję się, czy to spadek po plemieniu Wandalów, które w V w. przeszło z terenów obecnej Polski do Afryki Płn. – I po Wandalach, i po Francuzach. Ciekawie wyglądają też kobiety Berberów. Wiele z nich ma zielone oczy – stwierdził przewodnik.