Populistyczne rządy zjednoczonej Europy nie byłyby sobą, gdyby na ostatniej prostej nie grały wsparciem dla Kijowa dla własnych celów. Przez wiele tygodni megapakiet 18 mld euro blokował Viktor Orbán, przez kilka godzin na szczycie w Brukseli 15 grudnia Polska. W końcu jednak dzięki uwolnieniu nowego programu Unia oraz indywidualnie jej kraje członkowskie wyprzedziły USA, oferując łącznie 52 mld euro wsparcia wobec 48 mld płynących zza oceanu.
Czytaj więcej
We wsparcie Ukraińców i Ukrainy zaangażowali się zwykli obywatele, biznes, samorządy i rząd.
Christoph Trebesch, ekspert Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej, podkreśla jednak, że to nowa sytuacja. Uwaga jest istotna nie tylko dlatego, że przez blisko rok nie tylko, gdy idzie o wsparcie wojskowe, ale i finansowe, to Waszyngton grał pierwsze skrzypce, ale także z tego powodu, że obietnice polityczne często pozostają przez długi czas na papierze, zanim przemienią się w realne wsparcie. O tym decydują procedury księgowe, które trudno walczącym Ukraińcom wypełnić. Do późnego lata, choć Bruksela zaoferowała władzom w Kijowie 9 mld euro wsparcia, wielkość przelewów z samych instytucji unijnych nie przekraczała 1 mld euro.
Pomoc Europy i jej krajów członkowskich ma jednak znacząco inny charakter od amerykańskiej. Od początku doszło tu do pewnego podziału ról. O ile Amerykanie koncentrowali się przede wszystkim na wsparciu wojskowym i przekraczali kolejne granice, gdy idzie o zasięg dostarczonego uzbrojenia w miarę, jak wojna przybierała na sile, o tyle zadaniem Unii było w przemożnym stopniu podtrzymanie podstawowych funkcji ukraińskiego państwa. Gdyby one upadło, męstwo Ukraińców na froncie mogłoby zostać zmarnowane.
Prezydent Wołodymyr Zełenski uważa, że każdego miesiąca potrzeba przynajmniej 5 mld euro pomocy, aby władze w Kijowie mimo załamania ukraińskiej gospodarki o około 30–40 proc. mogły nadal wypłacać emerytury, zapewnić funkcjonowanie służby zdrowia czy transportu publicznego. Na gros tej części wsparcia składają się póki co dwustronne granty i kredyty preferencyjne krajów UE.