Dopóki trend trwa, trzeba z niego korzystać. Jak dotąd najsilniejszym rynkiem był amerykański i sporo wskazuje na to, że się to nie zmieni.
Z wyceną trzeba się pogodzić
Za nami pierwsza (i druga) obniżka stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, czyli ruch wyczekiwany od blisko roku wobec Fedu, a także wybory prezydenckie w USA. Ciężko jednak powiedzieć, żeby sytuacja rynkowa była teraz jasna. Pokazują to ostatnie dni na rynkach, pełne zmienności i znoszących się ruchów. Interesująco wygląda choćby relacja amerykańskich rynków akcji i długu – gdy wyniki wyborów faworyzowały już Donalda Trumpa, rentowności tamtejszych papierów skarbowych skoczyły na poziomy najwyższe od kilku miesięcy (ceny spadły) przy jednoczesnych rekordach głównych indeksów giełdowych. W Europie zaś inwestorzy jakby poruszali się we mgle – indeksy akcji szukają kierunku. Dotyczy to także polskiego rynku akcji – w czwartek indeks dużych spółek rósł o ponad 3 proc., natomiast w piątek po południu zniżkował o 0,6 proc. i to przy ponad 11-proc. wzroście Dino Polska.
Po tak bujnym okresie w istotne dla gospodarek i rynków kapitałowych wydarzenia nic jednak dziwnego, że rynki są rozchwiane. Dodajmy, że amerykańskie indeksy biją rekordy nawet mimo ostatnio spadających oczekiwań co do zysków spółek w IV kwartale.
– Nawet pomimo naszych olbrzymich obiekcji co do wycen sądzimy, że listopad może być świetnym miesiącem dla wszystkich ryzykownych aktywów, ze szczególnym naciskiem na akcje amerykańskie – obniżki podatków i wizja napięć geopolitycznych za Trumpa powinny powodować przepływy kapitału w stronę Stanów Zjednoczonych – mówił Kamil Cisowski, dyrektor doradztwa inwestycyjnego, DI Xelion.
Za oceanem euforia po wyborze Trumpa w piątek zaczynała już jednak przygasać i jeszcze zanim europejskie parkiety się zamknęły, Nasdaq raz po raz świecił na czerwono. Europejscy inwestorzy nie potrzebowali kolejnych sygnałów ostrzegawczych i też ruszyli do realizacji zysków.