Ceny w polskim sektorze gastronomicznym rosną jak na drożdżach i coraz częściej spotykają się z krytyką klientów. Nawet tak proste rzeczy, jak frytki potrafią bowiem kosztować tyle, że na widok ceny można popaść w stupor ze zdziwienia. Nie jest więc zaskakującym fakt, że w mediach społecznościowych tzw. paragony grozy cieszą się nieustanną popularnością, a komentujący coraz chętniej krytykują chciwość restauratorów.
Autorka bloga Krytyka Kulinarna zamieściła na profilu bloga zdjęcie paragonu za frytki zakupione podczas festynu w jednej z podwarszawskich miejscowości pisząc o nim w ten sposób - Dwie porcje frytek z mrożonki sprzedawanych z food trucka na podwarszawskim festynie. Minimalna stawka godzinowa w Polsce wynosi obecnie 22,80 zł brutto.
Na paragonie widnieje kwota 50 zł (w dodatku na kasę nabita została tylko jedna porcja, co widać dokładnie na wydruku). Oznacza to, że jeżeli faktycznie sprzedano 2 porcje frytek (przypomnijmy, z mrożonek) to jedna kosztowała 25 zł. Dla porównania – w drogich burgerowniach w Warszawie i Łodzi ceny średniej lub dużej porcji frytek kształtują się pomiędzy 11 a 18 złotych. Nic więc dziwnego, że zamieszczone przez Krytykę Kulinarną zdjęcie paragonu wzbudziło gorącą dyskusję.
Komentujący wprost piszą, że „ceny w knajpach odleciały poza inflację” albo zauważają, że w wielu popularnych wśród turystów miastach za granicą (Barcelona, Amsterdam) można zjeść taniej, choć zarobki i ogólne koszty życia w tych krajach są wyższe niż w Polsce. Inni komentujący, wykorzystując bardzo drogie frytki na festynie jako pretekst, narzekają ogólnie na ceny i spadek jakości w polskiej gastronomii. Zapominają przy tym trochę, że w popularnych lokalach w wielu miastach ceny frytek wciąż jeszcze nie są aż tak szokujące.