Europosłowie przegłosowali w czwartek rezolucję w sprawie decyzji szczytu UE z ostatniego wtorku. W głosowaniu wzięło udział 682 europosłów. 465 było za, 150 przeciw, a 67 wstrzymało się od głosu.
Uważają ją za mało ambitną i apelują o zmiany. PE przyjmuje unijny budżet w tzw. procedurze zgody: decyzja zapadnie zwykłą większością. Innymi słowy, jeśli Rada nie przychyli się do postulatów eurodeputowanych, to ci zostaną postawieni przed alternatywą: albo zablokowanie planu finansowego, którego Unia szybko potrzebuje, żeby wyjść z kryzysu, albo akceptacja planu, nawet z jego ułomnościami. Można jeszcze negocjować pewne ustępstwa.
Czytaj także: Bruksela podzieliła miliardy. Bardzo dobra oferta dla Polski
Punkty sporne
Podczas debaty eurodeputowani przyznali, że osiągnięte w Brukseli porozumienie jest historyczne, bo po raz pierwszy państwa członkowskie zgodziły się na emisję 750 mld euro wspólnego długu. Te pieniądze posłużą do sfinansowania Funduszu Odbudowy gospodarki po pandemii. Jednak większość z posłów nie była zadowolona z cięć dokonanych w budżecie na lata 2021–2027, który ma wynieść 1074 mld euro. – Nie w czasie, gdy musimy wzmocnić naszą strategiczną autonomię i zmniejszyć różnice pomiędzy państwami członkowskimi – powiedziała Iratxe García, przewodnicząca frakcji socjalistów i demokratów. Porozumienie krytykował też Manfred Wener, lider Europejskiej Partii Ludowej.
Główne punkty sporne to przede wszystkim zbyt mały budżet, a zwłaszcza fakt, że ofiarą cięć padły w procesie negocjacji takie polityki wspólnotowe, jak badania naukowe i rozwój, zdrowie, bezpieczeństwo czy migracja. Eurodeputowanym nie podoba się także zmniejszenie dotacji (z 500 mld do 390 mld euro) w Funduszu Odbudowy oraz fakt, że PE nie będzie miał udziału w zarządzaniu tymi pieniędzmi. Ponadto Parlament żąda, żeby UE wprowadziła tzw. zasoby własne, przynajmniej w wielkości umożliwiającej spłatę zaciągniętej na fundusz odbudowy pożyczki. UE właściwie porozumiała się tylko w sprawie opłaty za nierecyklowany plastik, ale dochody z tego tytułu będą raczej symboliczne. Debata nad innymi opcjami, jak podatek cyfrowy, opłata w imporcie za tzw. ślad węglowy czy dochody z europejskiego systemu handlu emisjami CO2, została odłożona na później.