„Limonov: The Ballad” to dziwny film. Po ponad dwóch godzinach projekcji nie umiem powiedzieć, o czym on był i dlaczego powstał.
Limonov: The Ballad: Sołżenicyn źle o Limonovie
Tak, Eduard Limonov jest postacią niejednoznaczną, niepokojącą. Inteligent, który zaczynał jako dysydent i emigrant, by w końcu opowiedzieć się za najmroczniejszą polityką imperialną byłego Związku Radzieckiego. Poeta, pisarz, dziennikarz, polityk – przewodniczący Partii Narodowo-Bolszewickiej. Syn oficera NKWD. Urodził się w 1943 roku w Charkowie, niejednokrotnie wchodził w konflikt z prawem. Jako młody chłopak siedział za obrabowanie sklepu. Miał 23 lata, gdy przyjechał do Moskwy i zaczął kręcić się w środowisku artystycznym. Wydał własnym sumptem kilka tomików poezji. W 1974 roku wyjechał do Ameryki. Pracował jako kamieniarz, kelner, majordomus. W 1980 roku opublikował pierwszą powieść „To ja – Ediczka”, w której opisywał swoje amerykańskie upokorzenia. Kompletną degrengoladę. Sołżenicyn nazwał go „małym insektem-pornografem”, ale książka została przetłumaczona na 15 języków. Dwa lata później Limonov przeprowadził się do Paryża, gdzie dostał francuskie obywatelstwo. W latach 90. wrócił do Rosji. Stanął na czele partii narodowo-bolszewickiej. Wychwalał politykę Stalina, interes narodowy przedkładał nad wartości demokratyczne, w 1995 roku startował w wyborach do Dumy. W konflikcie bałkańskim popierał Serbię, potem chwalił politykę przyłączenia Krymu do Rosji. Zmarł cztery lata temu.
Paweł Pawlikowski o Limonovie
Postacią Limonova zainteresował się Paweł Pawlikowski. W jego dokumencie „Serbski epos” z 1992 roku Rosjanin strzelał w kierunku Sarajewa. Po latach Pawlikowski napisał scenariusz o Limonovie, odstąpił jednak od realizacji filmu. Włoski producent zaangażował jako reżysera Kiryłła Serebriennikowa. Dziś „Limonov…” walczy o Złotą Palmę. Podobno Paweł Pawlikowski dostał zaproszenie do Cannes, z którego nie skorzystał. Ale na konferencji prasowej Serebriennikow zapytany, dlaczego nakręcił film po angielsku, odpowiedział, że stoją za tym obrazem: włoski producent, francuska książka Emmanuela Carrère’a i rosyjski reżyser. A wykonawca głównej roli jest Anglikiem. Nazwisko Pawlikowskiego na konferencji nie padło.
Nie wiem, jaki byłby film Pawła Pawlikowskiego. Na pewno krótszy, bo dzieła polskiego artysty nie przekraczają półtorej godziny, a „Limonov…” dłuży się niemiłosiernie. I wyobrażam sobie, że po wyjściu z kina miałabym o czym myśleć. Na jakich strunach chciał zagrać Serebriennikow – nie wiem. Poszczególne rozdziały życia Limonova przynoszą ciekawe obrazy. Najczęściej zresztą degrengolady, niezależnie od tego, czy bohater zapija się w Moskwie, wegetuje w Nowym Jorku, czy podstarzały już w Rosji pisze do „Limonki” i staje na czele bolszewickiej organizacji. „To nie jest biopik, lecz ballada” – mówi Serebriennikow. Tylko o czym? O degrengoladzie świata? Artysty? Człowieka?