Podobno film o Edgardzie Mortarze, dziecku odebranym żydowskiej rodzinie przez Świętą Inkwizycję za zgodą papieża Piusa IX, chciał zrobić Steven Spielberg.
I zrezygnował. Nie znam Spielberga, nie wiem, czy jest religijnym Żydem, czy nie, ale myślę, że dla filmu nie ma to znaczenia. W mojej ekipie wszyscy byli katolikami, a doskonale rozumieliśmy, jak wielką tragedię przeżyła żydowska rodzina Mortarów. Przypuszczam, że Spielberg po prostu wiedział, że ta historia musi zostać zrealizowana we Włoszech, których aż tak dobrze nie znał i nie rozumiał. I że aktorzy powinni mówić po włosku, a na dodatek dialekt w Bolonii, gdzie toczy się akcja, jest zupełnie inny niż na przykład w Rzymie. Nie mógł też podobno znaleźć dziecka, które zagrałoby małego Edgarda. Losem rodziny Mortarów interesował się również Julian Schnabel, ale przyznał, że nie czuł się na siłach, by taki film zrobić. Dla mnie wszystko było tu bliskie. To było moje doświadczenie. Opowiadałem o świecie, który znałem i rozumiałem.
Nie wiem, czy jest w stanie zrozumieć „Porwanego” każdy widz, nawet europejski. Pojąć, dlaczego Edgarda jako sześciolatek został siłą zabrany z domu przez Kościół i mimo starań wielu zagranicznych środowisk katolickich rodzina nigdy go nie odzyskała.
Czytaj więcej
Mistrz włoskiego kina zawsze opowiadał o mentalności Włochów. Dziś ma 80 lat i w „Zdrajcy" odtwarza słynny proces mafii z połowy lat 80. Mówi Barbarze Hollender Marco Bellocchio o tym, co najbardziej zaskoczyło go w przestępczych praktykach.
To bolesny rozdział włoskiej historii. W XIX wieku Żydzi ze znajdującej się na terenie państwa kościelnego Bolonii mogli mieszkać tylko w gettach. Na dodatek każdy katolik miał prawo Żyda ochrzcić. Kiedy mały Edgardo był chory, zrobiła to, zapewne zresztą w dobrej wierze, służąca pracująca w domu Mortarów. Informacja o tym dotarła do inkwizycji, a w tamtych latach wymagano, by wszystkie ochrzczone dzieci były wychowywane w duchu katolickim i 28 czerwca 1856 roku chłopiec został zabrany siłą od rodziców. Trafił do ośrodka katechumenów w Rzymie. Rodzice walczyli o odzyskanie dziecka, wspierali ich politycy włoscy i francuscy. Bezskutecznie. Papież Pius IX nigdy nie zgodził się wydać chłopca. A gdy stało się to możliwe po upadku państwa kościelnego w 1870 roku, 19-letni wówczas Edgardo nie chciał wrócić do rodziny. Był już kimś innym. Został katolickim księdzem, bardzo zresztą światłym, podróżował po Europie i wygłaszał misyjne kazania w dziewięciu językach.