Filmy otwierające wielkie festiwale mają zwykle dwa zadania: zainteresować publiczność i krytyków oraz przyciągnąć na czerwony dywan gwiazdy. „She Came to Me” Rebekki Miller był dobrym wyborem dyrekcji Berlinale.
„She Came to Me” reklamowane jest jako komedia romantyczna. Jest w tym sporo prawdy, bo Rebecca Miller opowiada o uczuciach. Ale też o szukaniu swojego miejsca w życiu. Małorosły główny bohater filmu jest kompozytorem, który przeżywa kłopoty twórcze. Może brakuje mu tematu na operę, bo zrobiło mu się zbyt dobrze? Ma piękną żonę, psychoanalityczkę, razem wychowują jej syna z pierwszego małżeństwa.
I właśnie ów 19-latek przyprowadza 16-letnią narzeczoną, która okazuje się córką sprzątaczki pracującej w ich domu. Z kolei ona żyje w związku z prostakiem-nacjonalistą. A jest jeszcze starzejąca się kapitanka łajby, którą kompozytor spotyka na spacerze. To, co się między nimi wydarzy, pomoże mu pokonać twórczy impas.
Czytaj więcej
„She Came to Me” Rebeki Miller, w którym obok Petera Dinklage’a i Anne Hathaway wystąpi Joanna Kulig, zainauguruje festiwal w Berlinie 16 lutego.
Rebecca, córka dramaturga Arthura Millera i żona wybitnego aktora Daniela Day-Lewisa, konsekwentnie idzie własną drogą. Pisze, gra, reżyseruje. W swoich filmach opowiada o relacjach między bliskimi ludźmi. Teraz też splata losy dwóch rodzin. Chwilami jej nowy film staje się pastiszem, zwłaszcza że postacie narysowane są dość grubą kreską, z celowymi uproszczeniami.