— Film powinien budzić w nas emocje, a potem zmusić do refleksji — powiedział przewodniczący tegorocznego jury Vincent Lindon podczas gali wręczania nagród i zamknięcia festiwalu. Przyznał, że w tym roku dyrektor Thierry Fremaux razem ze swoim zespołem przygotował znakomity konkurs.
— Jakość filmów była fantastyczna — mówił. — To były dzieła ważne, stworzone przez artystów różnych kultur. Kino stawało się ważnym świadkiem dzisiejszego życia, pozwalało zagłębić się w rzeczywistości.
Trzeba przyznać, że jurorzy wyłowili najciekawsze spośród ponad dwudziestu konkursowych tytułów. Złota Palma powędrowała do Rubena Ostlunda za „Triangle of Sadness”. To historia rejsu, w którym biorą udział bardzo bogaci ludzie, od rosyjskich oligarchów zaczynając na współczesnych sławach modelingu kończąc. Po burzy i wypadku wszyscy lądują na wyspie, gdzie całkowicie zmienia się społeczna hierarchia. To druga Złota Palma w karierze szwedzkiego reżysera. Pierwszą dostał pięć lat temu za film „The Square”.
Grand Prix odebrali ex-aequo realizatorzy dwóch filmów. Pierwszy z nich to „Blisko” Lucasa Dhonta - poruszający, kameralny obraz o wchodzeniu w życie, o inności, o odpowiedzialności za swoje zachowania.
— W ciągu ostatnich lat musieliśmy żyć na odległość — mówił Dhont. — Teraz chciałem opowiedzieć o czułości. Wrażliwość może stać się supermocą. Dedykuję ten film tym, którzy wybierają odwagę, a nie strach.