To ostatnie wydarzenie "Rzeczpospolita" zrelacjonowała w specjalnym wydaniu. Jego pomysłodawcą był Piotr Aleksandrowicz, wówczas zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej". Granicą, od której zależało ukazanie się dodatku było pięć Oscarów dla "Listy...", jeśli byłoby ich mniej - z dodatku nici.
Zespół Działu Kultury czekał w gotowości nocą w redakcji i odliczał kolejne Oscary. Kiedy było już jasne, że dodatek się ukaże, pełną parą ruszyliśmy do roboty. Ostatni tekst - wypowiedź Alana Starskiego, który wrócił nad ranem do hotelu po oscarowym bankiecie - Basia Hollender zdobyła późną nocą. Do drukarni musieliśmy wysłać komplet materiałów do 5 rano.
Od 8 rano kilkanaście tysięcy egzemplarzy oscarowej "Rzeczpospolitej" mającej 6 stron dużego formatu (12 dzisiejszych stron) w śródmieściu Warszawy rozdawali bezpłatnie mieszkańcom dziennikarze "Rzeczpospolitej" i pracownicy wydawnictwa.
Nie zachowała się elektroniczna wersja tego wydania "Rzeczpospolitej", bo takiej po prostu wtedy nie było. Szef Działu Fotoedycji Andrzej Bogacz sfotografował naszą "zabytkową" edycję z 1994 roku, którą może Państwo obejrzeć i przypomnieć sobie - tak jak my - dawne czasy.