Opłacalność inwestycji w akcje, obligacje, fundusze inwestycyjne, waluty

W najbliższych latach najwięcej powinniśmy zarobić na giełdzie, ale na stałą hossę nie ma co liczyć.

Aktualizacja: 09.04.2015 09:06 Publikacja: 08.04.2015 22:00

W okresie od 1 kwietnia 2010 do 30 marca 2015 giełdowe indeksy zyskały na wartości, ale zarobić na p

W okresie od 1 kwietnia 2010 do 30 marca 2015 giełdowe indeksy zyskały na wartości, ale zarobić na polskich akcjach nie było łatwo.

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz Marta Bogacz

Przez ostatnie pięć lat na warszawskiej giełdzie przeważał trend wzrostowy. Indeks całego rynku WIG zyskał 25 proc., a na akcjach małych i średnich firm można było zarobić średnio prawie 50 proc.

Aby cieszyć się zyskami, trzeba było jednak wybrać odpowiednie spółki. Dodatnie stopy zwrotu przyniosły inwestycje w akcje tylko jednej trzeciej firm notowanych na warszawskim parkiecie. Odsetek ten nieco wzrasta, gdy uwzględnimy wypłacone dywidendy, ale i tak nie przekracza 40 proc.

Zdecydowanie najlepszą inwestycją był zakup walorów CD Projektu. W ciągu pięciu lat na akcjach producenta „Wiedźmina" można było zarobić ponad 1460 proc. Kilkaset procent zyskaliśmy też na papierach takich spółek jak: Monnari, Zetkama, Elzab czy Sanok. Kluczem do sukcesu była zatem odpowiednia selekcja.

Wiele okazji wśród maluchów

Z analizy wykresów indeksów giełdowych wynika, że na rynku nadal brakuje kapitału. Teoretycznie są przesłanki makroekonomiczne przemawiające za wzrostem indeksów, ale w praktyce na parkiecie dominuje marazm. Główną przyczyną tego stanu jest brak popytu na akcje ze strony OFE z powodu demontażu funduszy emerytalnych. Funkcję tę mogłyby przejąć fundusze inwestycyjne, jednak ich klienci wciąż wybierają bezpieczne formy inwestowania. Argument, że po ostatniej obniżce stóp procentowych zyski z tego typu inwestycji niewiele będą się różnić od odsetek z lokaty bankowej, przynajmniej na razie nie przekonuje oszczędzających.

Wprawdzie w pierwszych dwóch miesiącach 2015 r. saldo napływów do funduszy agresywnych było dodatnie. Nie jest to jednak taka skala popytu na akcje, by mogła spowodować trwałą tendencję rosnącą na giełdzie.

Czynnikiem hamującym są też banki. Bez nich trudno sobie wyobrazić hossę, ponieważ są to spółki należące do największych na naszym parkiecie. Tymczasem okres obniżek stóp procentowych nie jest dobrym momentem dla tego sektora. Widać to na podstawie stagnacji zysków i przychodów, co przekłada się na ceny akcji. Od początku roku indeks banków jako jedyny zanotował spadek wartości. O tym, jaki jest obecnie stosunek inwestorów do banków, świadczy słabe zainteresowanie publiczną ofertą Idea Banku. Spółka należąca do Leszka Czarneckiego, jednego z najbogatszych Polaków, chciała pozyskać około 1 mld zł. Jak dobrze pójdzie, zbierze o połowę mniej pieniędzy.

Mimo wszystko większość ekspertów twierdzi, że to akcje powinny przynieść w przyszłości najlepsze efekty inwestycyjne. Na permanentną hossę raczej nie ma co liczyć. Nadal kluczem do sukcesu będzie odpowiedni dobór spółek do portfela. Okazji inwestycyjnych powinniśmy szukać wśród spółek z indeksu sWIG80. Są one obecnie najbardziej atrakcyjne pod względem rynkowych wskaźników: cena do zysku czy cena do wartości księgowej.

Analizując wyniki finansowe spółek należących do poszczególnych indeksów giełdowych, wyraźnie widzimy, że w ostatnim roku zdecydowanie najlepiej radziły sobie właśnie firmy skupione w sWIG80. To one zanotowały w ubiegłym roku najwyższą dynamikę przychodów, sięgającą 8 proc. Dla porównania, w przypadku spółek z mWIG40 było to 1,8 proc. Jeszcze gorzej wypadły duże instytucje i przedsiębiorstwa z WIG20. W tej grupie spadek sprzedaży wyniósł prawie 2 proc.

Zagraniczne akcje górą

Kto pięć lat temu postawił na akcje z rynków rozwiniętych, dziś cieszy się niemałymi zyskami. Przeciętna stopa zwrotu funduszy globalnych sięga 70 proc.

Liderem okazał się Pioneer Akcji Amerykańskich, który wypracował prawie 100 proc. zysku. Niewiele mniej zarobił dla swoich klientów ING (L) Globalny Spółek Dywidendowych. Nie ma się czemu dziwić. Podstawowe indeksy w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych wzrosły o 100 proc. Jednak biorąc pod uwagę obecne wyceny, bardziej atrakcyjne wydają się akcje z rynków wschodzących, w tym polskie, których kursy do tej pory nie urosły tak znacząco.

Przeciętne stopy zwrotu z inwestycji jednorazowych i systematycznych, osiągnięte przez ostatnie pięć lat, są bardzo zbliżone. Świadczy to o tym, że w tym czasie na krajowym rynku bywało dużo gorzej. Fundusze polskich akcji uniwersalnych w obu wariantach zarobiły około 20 proc., a akcji małych i średnich firm nieco ponad 20 proc.

Najlepiej portfel akcji skonstruowali zarządzający: Aviva Investors Akcyjny, Quercus Agresywny, KBC Portfel Akcji Średnich Spółek i PKO Akcji Małych i Średnich Spółek.

Solidne zyski z obligacji

Samodzielne dostosowanie portfela do zmieniających się warunków rynkowych w długim terminie nie jest rzeczą łatwą. O ile z zakupem akcji nie ma większego problemu (płynność tych papierów jest zadowalająca), o tyle z zakupem obligacji na giełdzie jest dużo gorzej. Bywają dni, a nawet tygodnie, gdy papierami jakiejś serii w ogóle się nie handluje, bo nikt nie składa zleceń pozwalających przeprowadzić transakcje.

Dlatego lepiej powierzyć pieniądze funduszom papierów dłużnych, niż próbować samodzielnie zarabiać na obligacjach notowanych na giełdzie. Wprawdzie zapłacimy wyższą prowizję, ale zamiast mało płynnych papierów będziemy mieli jednostki funduszu, które w razie potrzeby będziemy mogli umorzyć w dowolnym czasie. Niejednokrotnie uzyskamy też lepsze efekty inwestycyjne.

Przeciętny zysk z samodzielnego inwestowania w papiery skarbowe i jednostki funduszy obligacji wyniósł w ciągu ostatnich pięciu lat około 30 proc. Najlepszy fundusz, PZU Papierów Dłużnych Polonez, zarobił dla klientów ponad 44 proc., a KBC Portfel Obligacyjny czy Aviva Investors Dłużny niewiele mniej.

Płynność jednostek uczestnictwa funduszy pozwala nam inwestować w obligacje systematycznie. W przypadku bezpośrednich zakupów na giełdzie taka strategia jest w zasadzie teorią; jest mało prawdopodobne, by regularnie udawało się kupować wybrane serie papierów skarbowych.

Po obniżce stóp procentowych nie ma co liczyć na spektakularne zyski z obligacji o stałym oprocentowaniu. Powoli do łask powinny natomiast powracać papiery o zmiennej stawce. To, że hossa na rynku obligacji dobiega końca, nie oznacza, że powinniśmy zrezygnować z inwestycji w te papiery. Dobry fundusz obligacji zawsze jest pożądanym uzupełnieniem portfela akcyjnego.

Jak liczyliśmy opłacalność

Inwestowanie, jednorazowe i systematyczne, rozpoczęliśmy 1 kwietnia 2010 r., a wyniki podsumowaliśmy 30 marca 2015 r.

Obligacje skarbowe

Kupowaliśmy papiery dostępne na giełdzie: trzyletnie (TZ), dziesięcioletnie o stałym oprocentowaniu (DS), 20-letnie (WS) oraz 11-letnie o zmiennym oprocentowaniu (WZ) i obligacje oszczędnościowe: dwuletnie (DOS) i czteroletnie (COI). Cyfry występujące po literach oznaczających rodzaj obligacji wskazują na miesiąc (dwie pierwsze) i rok wykupu papieru. Określeń tych użyliśmy na wykresie. Za odsetki od obligacji kupowaliśmy kolejne papiery tego samego typu. Robiąc wyliczenia, wzięliśmy pod uwagę wszystkie należne odsetki. Zyski z obligacji notowanych na giełdzie są wyliczone po uwzględnieniu prowizji maklerskiej.

Akcje

Wyliczyliśmy zyski z inwestycji (systematycznej i jednorazowej) w akcje 20 spółek, które były największe na warszawskiej giełdzie pięć lat temu. Założyliśmy, że kupując akcje, płacimy prowizję maklerską.

Fundusze inwestycyjne

Jednostki uczestnictwa kupowaliśmy po cenach sprzedaży obowiązujących danego dnia. Wartość portfela wyliczyliśmy, mnożąc liczbę jednostek przez ich wartość.

Lokaty w bankach

Dolary i euro kupowaliśmy, a potem sprzedawaliśmy w kantorze. Oszczędności w walutach obcych i w złotych trzymaliśmy w banku na lokatach terminowych. Oprocentowanie określiliśmy na podstawie średnich stawek w 20 największych bankach.

Opinie

Dariusz Lasek , dyrektor inwestycyjny ds. papierów dłużnych w Union Investment TFI

Myśląc o umiarkowanie ryzykownych inwestycjach w okresie pięcioletnim, trzeba patrzeć na rentowność pięcioletnich obligacji skarbowych. Obecnie dla polskich papierów rządowych z okresem wykupu pięciu lat wynosi ona ok. 2 proc. Oznacza to, że jeśli kupimy dziś taki papier i będziemy go trzymać aż do wykupu, zarobimy 2 proc. w każdym roku. Oczywiście dzisiejsza cena (rentowność) odzwierciedla wyłącznie obecne oczekiwania rynku. Ale nie zmienia to faktu, że trzymając taką obligację do samego końca, musimy zarobić 2 proc.

To dużo czy mało? To zależy od inflacji. Aby to ocenić, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to możliwe, żeby przez cały pięcioletni okres inwestycji inflacja utrzymywała się poniżej 2 proc. W ciągu ostatnich pięciu lat średnia inflacja wyniosła ok. 2 proc., przy czym w latach 2013 i 2014 znajdowała się na nieprzeciętnie niskim poziomie.

Wyniki funduszy dłużnych mogą wyglądać zupełnie inaczejt. Mogą się charakteryzować większymi wahaniami. W skali roku ich stopa zwrotu niekoniecznie musi wynosić ok. 2 proc. Papiery znajdujące się w portfelach funduszy są wyceniane rynkowo. Cena obligacji może spadać, gdy ich rentowność rośnie, i na odwrót.

Mimo to w okresie pięcioletnim stopa zwrotu funduszy dłużnych powinna być zbieżna z bieżącym oprocentowaniem obligacji, a ich wyniki w całym okresie powinny okazać się o ok. 1–2 pkt proc. wyższe od rentowności pięcioletnich obligacji skarbowych.

Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI

Prognozowanie długoterminowe, a takim właśnie długim terminem jest okres pięcioletni, jest bardzo trudną sztuką. Na zachowanie rynków finansowych wpływa wiele czynników i wydarzeń, które dziś trudno przewidzieć.

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że powtórzenie wyników funduszy mieszanych z ostatnich kilku lat będzie bardzo trudne. W ostatnich pięciu latach zarówno akcje, jak i obligacje przynosiły dodatnie stopy zwrotu. Skutkiem polityki dodruku pieniądza oraz utrzymywania niskich stóp procentowych przez główne banki centralne świata była bezprecedensowa hossa na rynku obligacji. Polscy inwestorzy zarobili średnio 30 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat, jeśli skorzystali z oferty funduszy obligacji. Teraz stopy są rekordowo niskie, podobnie jak inflacja. Jednocześnie widoczna jest coraz większa presja na normalizację polityki monetarnej za oceanem. W takiej sytuacji nie bardzo wyobrażam sobie, by przez kolejne pięć lat obligacje mogły przynieść podobny zysk jak dotychczas. Sukcesem będzie, jeśli dadzą zarobić połowę tego co w poprzednim okresie. Natomiast jeśli chodzi o polski rynek akcji, który raczej rozczarował w ostatnich latach, zyski powinny być wyższe. Problem w tym, że hossa na Wall Street trwa już sześć lat i trudno zakładać, że przetrwa kolejne pięć. Do tej pory nigdy tak się nie zdarzyło. Dlatego może dojść do większych wahań koniunktury giełdowej, ale nie powinno to zniweczyć zysków wypracowanych do końca obecnej dekady, szczególnie w Polsce i w Europie, gdzie rynki akcji mają wiele do nadrobienia.

Paweł Klimkowski, wiceprezes Opera TFI

Na skutek rozluźniania polityki pieniężnej w ostatnich dwóch latach oprocentowanie lokat bankowych znacząco spadło. W grudniu 2012 r. odsetki od depozytu bankowego wynosiły ok. 4,7 proc. (brutto) w skali roku, natomiast w lutym tego roku było to już zaledwie 1,5 proc. Po marcowej obniżce stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej o 50 punktów bazowych można się spodziewać, że średnie oprocentowanie lokaty bankowej spadnie do blisko 1 proc. Wszystko wskazuje na to, że niskie stopy procentowe będą nam towarzyszyły przez najbliższe lata. A to oznacza, że oszczędzający, którzy dotychczas zarabiali na lokatach, zaczną poszukiwać bardziej dochodowych inwestycji i w ich kierunku przesuwać swój kapitał.

Fundusze pieniężne są odpowiednią formą lokowania środków zwłaszcza dla konserwatywnych inwestorów. Ryzyko z nimi związane jest bowiem stosunkowo niskie. Atrakcyjność tych funduszy wynika przede wszystkim z wyższej, w porównaniu z depozytami bankowymi, oczekiwanej stopy zwrotu (w obecnych warunkach 2–3 proc. w skali roku). Takie wyniki są rezultatem większych możliwości w zakresie lokowania kapitału. Fundusze pieniężne mogą inwestować m.in. w skarbowe papiery dłużne, a w ograniczonym stopniu także w obligacje przedsiębiorstw o wysokiej płynności. Fundusze takie będą naszym zdaniem dalej zyskiwać uznanie inwestorów również dzięki temu, że zapewniają większą elastyczność niż lokaty bankowe. Wycofanie się z inwestycji nie wiąże się z utratą korzyści wynikających z dotychczasowego inwestowania, podczas gdy przedterminowe zerwanie lokaty bankowej powoduje na ogół utratę wcześniej wypracowanych odsetek. Przesunięcie oszczędności do funduszy pieniężnych jest zatem rozwiązaniem wartym rozważenia przez indywidualnych klientów oraz firmy, które chcą zagospodarować swoje nadwyżki finansowe.

Sebastian Buczek , prezes Quercus TFI

Sytuacja na rynkach akcji, w tym również na polskim, układa się w pewne cykle. Okresy lepsze, takie jak obecnie, przeplatają się z gorszymi. Nie inaczej będzie w ciągu najbliższych pięciu lat.

W perspektywie 9–12 miesięcy (ale może to dotyczyć nawet znacznej części przyszłego roku)zakładamy, że tendencja wzrostowa na giełdzie będzie kontynuowana (w zasadzie tendencja ta rozpoczęła się w pierwszym kwartale 2009 r.). Jednak każda hossa ma kres i nie inaczej będzie teraz. Problem oczywiście polega na tym, że nikt nie wie, kiedy hossa się skończy. Za kilka miesięcy, kilkanaście, a może jeszcze później? Gdy się już skończy, tradycyjnie nastąpi okres spadku indeksów, który z reguły trwa rok lub dwa.

Reasumując, jesteśmy optymistycznie nastawieni do bieżącego roku, a może nawet przyszłego, ale na razie brakuje przesłanek, aby to jednoznacznie stwierdzić. W dalszej perspektywie należy oczekiwać, że rynki akcji, w tym warszawska giełda, będą się zachowywać zgodnie ze znaną zasadą cykliczności: hossa – bessa – konsolidacja.

Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbiec TFI

Na jakie zagraniczne rynki akcji postawić teraz? Sądząc wyłącznie na podstawie tempa wzrostu gospodarczego, w okresie pięciu lat należałoby obstawiać, wbrew aktualnym tendencjom, rynki wschodzące. Widoczne są jednak zjawiska, które skłaniają mnie do bardziej pozytywnego nastawienia wobec rynków rozwiniętych.

Pierwsze z tych zjawisk to zmiana modelu wielu gospodarek wschodzących, zwłaszcza Chin. Jest to związane ze zmianami społecznymi. Społeczeństwa na dorobku przekształcają się w społeczeństwa konsumpcyjne. Inna struktura popytu daje przewagę firmom z rynków rozwiniętych, które przez dziesiątki lat zdobywały w tym zakresie doświadczenie. Jednocześnie obserwujemy drugie zjawisko: przedsiębiorstwa z rynków wschodzących odczuwają bardzo silnie skutki zmian strukturalnych. A to sprawia, że pod względem takich parametrów jak stopa zwrotu z kapitału czy dynamika zysków znacząco ustępują swoim zachodnim odpowiednikom.

Do tego dodać trzeba znacznie większą przejrzystość finansową i mniejsze ryzyko polityczne na rynkach rozwiniętych.

O ile rozróżnienie między rynkami wschodzącymi a rozwiniętymi ma podstawowe znaczenie, o tyle moim zdaniem mniejsze znaczenie będzie miało to, jakie kraje z grupy o rozwiniętej gospodarce wybierzemy, biorąc pod uwagę ich położenie geograficzne.

Chcąc inwestować na rynkach rozwiniętych, postawiłbym na fundusze koncentrujące się na selekcji spółek, z pominięciem alokacji geograficznej czy sektorowej. W perspektywie najbliższych pięciu lat bardzo trudno byłoby taką alokację utrzymać z uwagi na rozbieżność cykli koniunkturalnych między Europą a USA.

Przez ostatnie pięć lat na warszawskiej giełdzie przeważał trend wzrostowy. Indeks całego rynku WIG zyskał 25 proc., a na akcjach małych i średnich firm można było zarobić średnio prawie 50 proc.

Aby cieszyć się zyskami, trzeba było jednak wybrać odpowiednie spółki. Dodatnie stopy zwrotu przyniosły inwestycje w akcje tylko jednej trzeciej firm notowanych na warszawskim parkiecie. Odsetek ten nieco wzrasta, gdy uwzględnimy wypłacone dywidendy, ale i tak nie przekracza 40 proc.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Nowe funkcje w aplikacji mobilnej mZUS
Ekonomia
Azoty złożyły pierwsze zawiadomienie do prokuratury
Ekonomia
Kredyt konsolidacyjny na 144 miesiące – czy warto?
Ekonomia
Nie straszmy dronami
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Putinomics według Tołstoja