Dla szefa polskiej dyplomacji to nie jest wygodny moment na przyjazd nad Szprewę. Na półtora miesiąca przed wyborami samorządowymi Donald Tusk nie chce, aby cokolwiek potwierdzało zarzuty Jarosława Kaczyńskiego, że jest „niemieckim agentem”. Drugą (po Kijowie) wizytę zagraniczną Radosława Sikorskiego skrócono więc do minimum: to ledwie parę godzin, z których większość pochłonęły rozmowy z szefową niemieckiego MSZ Annaleną Baerbock.
Sikorski „zwrócił się do rodaków w kraju”: Demokratyczne Niemcy są naszym partnerem, sojusznikiem.
Świadkiem bardziej spektakularnych deklaracji ma być Trójkąt Weimarski, w ramach którego spotkanie na poziomie ministrów spraw zagranicznych zaplanowano na marzec w Paryżu. W obecności „francuskiej przyzwoitki” polsko-niemieckie zbliżenie jest łatwiejsze do zaakceptowania dla wyborców w kraju. Taki układ odpowiada jednak także Francji i Niemcom. Zarówno pozbawiony większości w Zgromadzeniu Narodowym Emmanuel Macron, jak i szorujący po dnie w sondażach kanclerz Olaf Scholz potrzebują dodatkowego partnera, aby skutecznie przewodzić Unii. Tusk, który wzbudza na Zachodzie podziw za pokonanie populistycznego zagrożenia dla demokracji, dobrze się nadaje do tej roli.
Zwycięstwo Ukrainy wspólnym celem Polski i Niemiec
To jednak przede wszystkim zagrożenie ze wschodu wymusza zbliżenie między Polską i Niemcami. W minionym tygodniu w rozmowie z tygodnikiem „Focus” szef niemieckiej agencji wywiadu BND Bruno Kahl ostrzegł, że „Putin nie cofnie się przed atakiem na NATO”, jeśli postawi na swoim na Ukrainie. Wcześniej minister obrony Boris Pistorius przyznał, że może to nastąpić za pięć–osiem lat. W Niemczech obawa przed takim scenariuszem jest tym większa, że powrót do Białego Domu Donalda Trumpa, który grozi wyprowadzeniem USA z NATO, staje się realny.
Czytaj więcej
Chcemy wspierać Ukrainę tak długo, aż odniesie zwycięstwo – mówi Étienne de Poncins, ambasador Francji.