Na razie rządy państw „27”, a w szczególności Niemiec, bez wahania stanęły po stronie władz w Warszawie: z wyrazami poparcia ma w tym tygodniu osobiście przylecieć odchodzący szef niemieckiego MSW Horst Seehofer.
Jednak pod wpływem doniesień medialnych europejska i światowa opinia publiczna zaczyna się wahać. Bo te nie są dla Polski korzystne. – Jest mi bardzo zimno. Pomocy! – twarz zdesperowanego dziecka z wymalowanym czarnym flamastrem napisem ilustruje doniesienia BBC z polskiej granicy. – To jest gorsze od wojny – wtóruje „Politico”. – Ludzie umierają w lasach – alarmuje Al. Jazeera.
Loty do Mińska
Polska liczyła, że legalizacja zabronionych przez międzynarodowe konwencje praktyki odpychania imigrantów, którzy zdołali sforsować granicę (push-back) zniechęci kolejnych kandydatów do migracji przez Białoruś. Miały w tym pomóc nowe sankcje nałożone przez Unię na Białoruś, które uzgodnili w ten poniedziałek ministrowie spraw zagranicznych „27”.
Jednak w rozmowie z Agencją Reutera szef Frontexu Fabrice Leggeri ostrzega, że trzeba przygotować się do narastającej presji migracyjnej na granicy polsko-białoruskiej. I to takiej, która będzie trwała bardzo długo.
Bo też Aleksander Łukaszenko uczestniczy w grze o dalece większym zasięgu. Sekretarz stanu USA Anthony Blinken, który w czasie weekendu rozmawiał ze swoim polskim odpowiednikiem Zbigniewem Rau, obawia się, że napięcie na granicy Polski i Białorusi ma odciągnąć uwagę międzynarodowej opinii publicznej od pogranicza rosyjsko-ukraińskiego, gdzie Kreml może szykować kolejną ofensywę wojskową. Sam białoruski dyktator liczy, że wymusi na Brukseli podjęcie rokowań, co de facto oznaczałoby uznanie jego reżimu. W niedzielę z szefem białoruskiego MSZ Uładzimirem Makiejem rozmawiał przez telefon szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.