O tym, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w maju o 13,9 proc. rok do roku, Główny Urząd Statystyczny informował po raz pierwszy pod koniec tamtego miesiąca. Był to jednak tzw. szybki szacunek inflacji, który często jest rewidowany. W środę GUS potwierdził, że tym razem wstępny szacunek był poprawny. To oznacza, że w maju po raz pierwszy od czerwca 2021 r. wzrost CPI był zgodny z oczekiwaniami ankietowanych przez „Rzeczpospolitą” ekonomistów.
W porównaniu do kwietnia CPI wzrósł o 1,7 proc. Nie licząc lutego, gdy wskaźnik ten spadł pod wpływem tzw. tarczy antyinflacyjnej, to jego najmniejsza zwyżka w br. W kwietniu CPI wrósł o 2 proc., a w marcu aż o 3,3 proc. Biorąc pod uwagę tylko maje, tegoroczny skok cen i tak był jednak najwyższy od 1995 r.
Czytaj więcej
Po obniżce cen w efekcie „tarczy antyinflacyjnej” nie ma już śladu. I coraz wyraźniej widzimy, że to pieniądze wyrzucone w błoto.
W ciągu zaledwie pięciu miesięcy roku poziom cen konsumpcyjnych w Polsce wzrósł o blisko 9 proc. Tymczasem Narodowy Bank Polski ma za zadanie trzymać inflację na poziomie 2,5 proc. rocznie, tolerując odchylenia o 1 pkt proc. w każdą stronę. W świetle prognoz ekonomistów, do tego celu inflacja wróci najwcześniej w 2024 r., a być może dopiero w 2025 r.