Minister finansów Niemiec Olaf Scholtz rozważa zawieszenie konstytucyjnego limitu zadłużenia – podaje agencja Bloomberg. To jedna z reakcji Berlina na epidemię koronawirusa, która może pogłębić problemy niemieckiej gospodarki, i tak stojącej na progu recesji.
Propozycja ministra zakłada modyfikację twardej niemieckiej reguły tzw. zerowego deficytu. W efekcie tych zmian władze regionalne mogłyby zaciągać dług i zwiększyć inwestycje, pobudzając w ten sposób gospodarkę. Jak podaje Bloomberg, ze względu na obostrzenia fiskalne niemieckie samorządy musiały zamrozić gotowe już projekty inwestycyjne o łącznej wartości ponad 100 mld euro.
Miliardy do rozdania
Z kolei władze Hongkongu, także w odpowiedzi na gospodarcze problemy, zaplanowały pakiet stymulacyjny o wartości ok. 61 mld zł (120 mld dolarów Hongkongu). Pieniądze mają trafić przede wszystkim do rąk mieszkańców (np. każdy rezydent ma dostać równowartość ok. 5 tys. zł). W efekcie tego programu w kasie Hongkongu pojawi się spory deficyt (4,8 proc. PKB miasta na koniec 2021 r.), co ważne – po raz pierwszy od 15 lat
Pytanie, czy Polska powinna iść ich śladem. Tym bardziej że Niemcy w ostatnich latach stały się w Europie pewnym wzorem odpowiedzialnej polityki finansów publicznych. Poza tym pomysły, by poluzować limity zadłużenia w Polsce, już się pojawiały w przestrzeni publicznej (proponował to np. Marek Dietl, prezes GPW), a nasza gospodarka także spowalnia. Jednak zdaniem ekonomistów, z którymi rozmawialiśmy, odpowiedź na nasze pytanie jest prosta: nie powinniśmy. Dlaczego?