Rząd szykuje największy skok długu państwa od 2020 roku

Nawet połowę pożyczanych pieniędzy państwo musi przeznaczać na… obsługę zadłużenia. Sytuacja staje się podbramkowa.

Aktualizacja: 23.08.2024 06:18 Publikacja: 23.08.2024 04:30

Minister finansów Andrzej Domański

Minister finansów Andrzej Domański

Foto: PAP, Radek Pietruszka

Zadłużenie Skarbu Państwa rośnie bardzo dynamicznie. Od początku tego roku do końca czerwca wzrosło o niemal 10 proc., czyli o ok. 129 mld zł – podaje resort finansów. To jeden z największych wzrostów w tak krótkim czasie, a przecież to jeszcze nie koniec. Z rządowych planów wynika, że w tym roku dług całego państwa (a więc razem z tzw. funduszami pozabudżetowymi) spuchnie aż o 275 mld zł, do 1,96 bln zł. Ostatnio większy skok zanotowano jedynie w kryzysowym, pandemicznym 2020 r. (wzrost o ponad 290 mld zł).

Ile kosztuje dług Skarbu Państwa?

– Tak ogromny wzrost długu jest niepokojący, zwłaszcza że w obecnych warunkach drogiego pieniądza pociąga to za sobą bardzo znaczący wzrost kosztów jego obsługi – komentuje Marcin Mrowiec, ekspert ekonomiczny Grant Thornton. – Już teraz te koszty są bardzo wysokie, a obawiam się, że może być ich więcej i więcej – podkreśla.

Ile obecnie wynoszą? Wydatki z budżetu państwa na ten cel mają wynieść w tym roku 66,5 mld zł. To mniej więcej tyle, ile wydatki na flagowy program społeczny, czyli 800+. – Albo tyle, ile budżet pozyskuje z podatku CIT. Można powiedzieć, że cała danina zebrana od korporacji idzie na odsetki od długu, zamiast finansować inne, ważne cele, przykładowo program wzmocnienia bezpieczeństwa militarnego Polski – zaznacza Mrowiec.

Po uwzględnieniu długu innych podmiotów publicznych niż budżet państwa koszty te w 2024 r. mają wynieść łącznie 80,6 mld zł. A w 2025 r. wzrosnąć o kolejne 15 mld zł, do 95 mld zł – wynika z prognoz Komisji Europejskiej.

Czytaj więcej

Dług publiczny USA jest rekordowo wysoki. Ile wynosi?

– Oznacza to, że w bardzo krótkim okresie koszty obsługi długu wzrosną ponadtrzykrotnie, z ok. 30 mld zł w 2021 r. do 95 mld zł w 2025 r. – wytyka Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych. W relacji do PKB mamy tu wzrost z 1,1 proc. do 2,4 proc. W samym 2024 r. wydatki na odsetki stanowić będą niemal połowę całego deficytu finansów publicznych.

Na tle innych krajów UE wypadamy pod tym względem fatalnie. Biorąc pod uwagę koszty obsługi do PKB, w 2025 r. będziemy zajmować piąte miejsce, przed nami mają być tylko Węgry, Włochy, Grecja i Hiszpania. Jeszcze gorzej jest, jeśli porównamy wartość odsetek do wartości długu. W Polsce (choć sam dług nie jest bardzo wysoki na tle innych) wskaźnik ten w 2024 r. i 2025 r. ma wynosić 4,8 proc., co stawia nas na niechlubnym drugim miejscu w Unii, za Węgrami – 6 proc. w 2025 r.

– Wysokie i rosnące koszty obsługi długu są dziś najpoważniejszym zagrożeniem dla finansów publicznych – alarmuje Sławomir Dudek. – Nie dość, że w ramach realizacji bieżącego, bardzo dużego deficytu rząd musi pożyczyć gigantyczne pieniądze, to jeszcze musi „rolować” stary dług. A to wszystko w warunkach materializacji ryzyka stopy procentowej, czyli znaczącego wzrostu rentowności polskiego długu. To nie jest problem tylko tego czy przyszłego roku, będziemy się z nim borykać jeszcze przez co najmniej pół dekady – ostrzega Dudek.

Marcin Luziński, ekonomista Santander Bank Polska, wskazuje na dwie główne przyczyny wzrostu kosztów obsługi zadłużenia. – Po pierwsze, w ogóle mamy więcej tego długu. Na koniec 2019 r. było to około 1 bln zł, w czasie kryzysu covidowego, gdy trzeba było ratować gospodarkę, wzrósł on do 1,3 bln zł, a w tym roku dobije już do 2 bln zł. Mowa więc o podwojeniu się kwoty zadłużania – mówi Luziński.

– Po drugie, znacząco wzrosły koszty pożyczania. W latach 2019–2021 rentowności polskich obligacji były niskie, w samym 2021 r. polski rząd płacił średnio 1,5 proc. w skali rocznej, ponieważ stopy procentowe NBP były bliskie zeru. Obecnie to już 5–6 proc., mamy więc czterokrotny wzrost bieżących odsetek – wylicza Luziński.

Nadmierny deficyt finansów publicznych

Ekonomista przypomina przy tym, że obecna wysoka rentowność dotyczy zarówno emisji papierów dłużnych na pokrycie bieżącego deficytu, jak i przypadających do wykupu w danym roku „starych” obligacji, które trzeba zastąpić nowymi. – Sukcesywnie „tani” dług, zaciągany w sprzyjających warunkach, przy niskiej rentowności, jest zastępowany tym droższym – wyjaśnia Luziński. Według jego szacunków obecnie mniej więcej połowa całości zadłużenia jest w „wyższym” oprocentowaniu, a połowa czeka na „wymianę”.

Jednocześnie Luziński ocenia, że na razie nic nie wskazuje na to, by nominalnie wysokie wydatki na odsetki od długu niosły ryzyko jakiegoś kryzysu fiskalnego. – Choć oczywiście wstrzemięźliwość fiskalna jest wskazana. I mam nadzieję, że będzie się to działo, skoro Polska została objęta procedurą nadmiernego deficytu i musi zacząć go redukować – zaznacza Luziński.

Czytaj więcej

Rząd Niemiec zmniejsza deficyt budżetowy

Zresztą sposobów na ograniczenie czy chociażby powstrzymanie wzrostu kosztów obsługi długu innych niż redukcja deficytu i potrzeb pożyczkowych za bardzo nie ma. – Ze względu na stabilnie wysoką inflację w Polsce nie widać perspektyw na szybką obniżkę stóp procentowych – przestrzega Marcin Mrowiec.

Rzeczywiście, perspektywy pod względem kosztów pożyczania w Polsce nie są najlepsze. Co prawda prezes NBP Adam Glapiński złagodził ostatnio swoje superjastrzębie nastawienie, sugerując, że pierwsze obniżki stóp mogłyby być możliwe w 2025 r., a nie w 2026 r., jak utrzymywał dotychczas. Niemniej nawet jeśli do tego dojdzie i główna stopa, referencyjna, spadnie przykładowo o 1 pkt proc. z 5,75 proc. obecnie, to wciąż będzie to bardzo wysoki poziom. Dla porównania – w latach 2015–2020 stopa referencyjna wynosiła 1,5 proc.

– Przed obecną sytuacją przestrzegaliśmy od lat – komentuje Marcin Zieliński, główny ekonomista i wiceprezes Fundacji FOR. – Scenariusz powrotu do rentowności z czasów pandemii, czy nawet kilku lat przed 2020 r., na razie wydaje się nierealny. Może finanse publiczne nie stoją z tego powodu nad przepaścią, ale sytuacja jest niewesoła. Jesteśmy bardziej narażeni na kryzys fiskalny choćby w razie jakiegoś kolejnego szoku o skali globalnej – opisuje Zieliński. Co w tej sytuacji? – Zamiast oferować nowe programy socjalne czy obniżki podatków, rząd musi zacząć myśleć o zrównoważaniu budżetu, najlepiej przez cięcia i racjonalizację wydatków. Nie widzę, by obecna władza myślała w tych kategoriach – analizuje Zieliński.

Zadłużenie Skarbu Państwa rośnie bardzo dynamicznie. Od początku tego roku do końca czerwca wzrosło o niemal 10 proc., czyli o ok. 129 mld zł – podaje resort finansów. To jeden z największych wzrostów w tak krótkim czasie, a przecież to jeszcze nie koniec. Z rządowych planów wynika, że w tym roku dług całego państwa (a więc razem z tzw. funduszami pozabudżetowymi) spuchnie aż o 275 mld zł, do 1,96 bln zł. Ostatnio większy skok zanotowano jedynie w kryzysowym, pandemicznym 2020 r. (wzrost o ponad 290 mld zł).

Pozostało 91% artykułu
Budżet i podatki
Szok w rosyjskiej Dumie: dwie partie nie poparły wojennego budżetu Putina
Budżet i podatki
Czy da się „wykręcić” 110 mld zł dziury w budżecie w dwa miesiące
Budżet i podatki
Deficyt budżetowy będzie wyższy. Sejm przegłosował zmiany
Budżet i podatki
Kto i za ile kupi kolejne setki miliardów polskiego długu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Budżet i podatki
Budżetowe wpływy z CIT dołują. Rekordy już nie wrócą?