Przedsiębiorstwo, przynajmniej duża publiczna firma, musi też wynająć audytora. Niezależną firmę, która sprawdzi, czy wszystkie jej operacje finansowe są zgodne z prawem, zapisane zgodnie z zasadami księgowania, czy się sumują, czy zostały prawidłowo rozliczone. W przypadku państwa tym audytorem jest NIK. I ten audytor nie przyznał państwu pozytywnej opinii w przedmiocie absolutorium. I gdyby to była spółka giełdowa, to przy negatywnej opinii audytora rada nadzorcza nie mogłaby udzielić zarządowi absolutorium, bo groziłaby jej za to odpowiedzialność. Nadzorcy odpowiadają za prawidłowość działań firmy całym swoim majątkiem. Po upadku Lehman Brothers w USA członkowie rady nadzorczej poszli do więzienia, bo nie pilnowali prawidłowo praw właścicieli. Niestety, w naszej wersji rady nadzorczej, jaką jest Sejm, może być przegłosowane wszystko. Przegłosowano na przykład niezgodną z konstytucją Krajową Radę Sądownictwa, przez którą nie mamy unijnych pieniędzy z KPO. No i ten Sejm głosami koalicji rządzącej przyjął absolutorium budżetowe dla rządu, mimo braku pozytywnej opinii audytora, czyli NIK. Nie pomógł apel o przywrócenie budżetowi rangi planu finansowego państwa, który przygotowałem w ramach Instytutu Finansów Publicznych, podpisany już przez 60 wybitnych ekonomistów, prawników, konstytucjonalistów, a także dziewięciu byłych ministrów finansów z różnych opcji, wielu wiceministrów, dwóch premierów, wielu członków RPP, prawników, konstytucjonalistów. Sama śmietanka. Jednym z pierwszych sygnatariuszy apelu był Adam Bodnar, były rzecznik praw obywatelskich, który stwierdził, że podpisuje go, bo przejrzystość finansów publicznych jest jednym z podstawowych praw obywateli.
Rządzący mówią, że zignorowali analizę NIK, bo na jej czele stoi nieprzychylny im polityk i ta analiza nie jest rzetelna.
Ale to nie szef NIK Marian Banaś przygotował tę analizę. Pracowała nad nią duża grupa niezależnych kontrolerów NIK, którzy pracują tam od wielu lat i są po prostu fachowcami od spraw finansów państwa. Jak pracowałem w Ministerstwie Finansów, kontrolowali mnie. Teraz przygotowali 450 stron poważnych wyliczeń, analiz. A Sejm to zwyczajnie zignorował. Powiedział, że uważa inaczej. Nie pokazał żadnej kontranalizy, bo jej nie ma. Po prostu przegłosował sobie absolutorium wbrew opinii audytora i już. Ja jednak uważam, że to absolutorium jest wadliwe. Liczby nie kłamią. Sejm dostał fałszywe sprawozdanie, z wycinkowym deficytem, wiedział o tym, a mimo to je zaakceptował. W przyszłości będzie to podstawą do rozliczenia przynajmniej księgowego i prezesa firmy, który to podpisał, czyli pani minister finansów i pana premiera. Konstytucja w art. 219 jasno mówi, że ustawa budżetowa jest podstawowym aktem zarządzania finansami publicznymi państwa. Mamy więc poważne naruszenie konstytucji, ustawy o finansach publicznych. A koronnym dowodem na to w procedurach i procesach rozliczających działania rządu będzie analiza przygotowana przez NIK.
Reguła fiskalna traci na znaczeniu
Rząd nie wykorzystał szansy, by pokazać, że chce przestrzegać polskiej reguły fiskalnej. Kolejna jej nowelizacja to raczej kolejny sposób jej obejścia.
Dlaczego rząd decyduje się na wydawanie ogromnych pieniędzy, dziesiątek miliardów złotych poza budżetem?
Jak mawiał Orwell, jasny język, przejrzystość są największym wrogiem nieszczerości. Rząd nie chce być szczery. Dlaczego? Przy okazji tych 12 mld zł deficytu, które pokazał w sprawozdaniu wysłanym do Sejmu, premier zorganizował na Stadionie Narodowym konferencję, żeby się chwalić tym wynikiem. Czyli czysta propaganda. Potem pod stołem, po cichu, wysłał do Brukseli prawdziwe liczby, ale przecież przeciętny obywatel usłyszał to, co premier mówił na Stadionie Narodowym. Ale to nie wszystko. Wydając publiczne pieniądze poza budżetem, rząd omija rządzące nim reguły finansowe i wydatkowe. Tworząc równoległy budżet, zdejmuje sobie kaganiec. Nie interesuje go dyscyplina finansów publicznych. Nie musi na sejmowej Komisji Finansów Publicznych tłumaczyć potrzeby poszczególnych wydatków. W mętnej wodzie, poza regulacjami budżetowymi, rząd może wydawać państwowe pieniądze, jak mu się chce, z pominięciem zamówień publicznych, „na zeszyt”. A my nic o tych wydatkach nie wiemy, bo osoby i instytucje, które nimi na co dzień zarządzają, zasłaniają się tajemnicą bankową, interesem państwa. Jeśli w tej mętnej wodzie rządząca ekipa wydaje 100 mld zł i tylko 5 proc. wyda na swoje prywatne potrzeby, na swoich ludzi, to już ma ogromne pieniądze na lewy fundusz wyborczy. Premier Morawiecki często mówi o walce z rajami podatkowymi, do których firmy wyprowadzają pieniądze, by chronić je przed podatkami. A sam wyprowadził wydatki do raju wydatkowego. Żeby parlament niczego nie blokował, żeby obywatele nie mieli nad tym kontroli.