Premier przekonuje, że stać nas na 800 plus. Co na to ekonomiści?

Przez podwyżkę 500+ do 800+ budżet nie zbankrutuje. Zapłacimy za to wyższym długiem i wzrostem podatków.

Publikacja: 16.05.2023 03:00

Premier przekonuje, że stać nas na 800 plus. Co na to ekonomiści?

Foto: Bloomberg

– Mamy wszystko odpowiednio przekalkulowane, nie ma obaw o stan budżetu – zapewniał w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki, pytany o źródła finansowania najnowszych obietnic wyborczych PiS, czyli waloryzacji dodatków na dzieci z 500 do 800 zł od początku przyszłego roku.

Premier podał, że koszt tej podwyżki to ok. 24 mld zł, czyli 0,7-0,8 proc. PKB. Pieniądze pochodzić zaś mają z dalszego uszczelnienia systemu podatkowego (odpowiedni projekt ustaw, które mają przynieść „miliardy złotych”, przedstawiło ostatnio Ministerstwo Finansów), a także z szybszego od prognoz wzrostu gospodarczego.

Prezenty z długu

Premier starał się więc przekonywać, że budżet państwa stać na kolejne duże wydatki socjalne bez pogorszenia kondycji finansów państwa. Co na to ekonomiści?

Ogólnie zgadzają się, że szacowany koszt najnowszych prezentów wyborczych partii rządzącej nie zrujnuje budżetu państwa w krótkim okresie, nie doprowadzi do „drugiej Grecji” czy bankructwa finansów publicznych z dnia na dzień. – Teoretycznie przestrzeń fiskalna na takie wydatki istnieje – ocenia Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Jednak wbrew temu, co mówi premier, źródłem ich finansowania będzie albo wzrost długu, albo wzrost efektywnych podatków – podkreśla.

– Finanse publiczne nie są w stanie równowagi, nie wypracowują żadnych nadwyżek, które można by wykorzystać na pokrycie nowych wydatków, a uszczelnienie systemu podatkowego w zasadzie się dokonało. Kolejne tego typu inicjatywy to będzie już jedynie dokręcanie śruby przedsiębiorcom – zaznacza Łukasz Bernatowicz, prezes ZP Business Centre Club.

Czytaj więcej

800 plus to wyższy dług albo podatki. Biznes boi się, że za to zapłaci

Deficyt ponad limit

– W kontekście nowych obietnic wyborczych warto zauważyć, że raptem tydzień temu Rada Dialogu Społecznego debatowała nad Wieloletnim Planem Finansowym Państwa na lata 2023–2026, gdzie tych wydatków nie przewidziano. Pytanie więc brzmi, czy rząd sfinansuje je z zadłużenia, czy podnosząc podatki. Oba sposoby negatywnie odbiją się na gospodarce – ostrzega Bernatowicz.

Ciekawe, że wedle tego planu finansowego rząd i tak prognozował duży deficyt finansów publicznych – aż 4,7 proc. PKB w tym roku oraz 3,4 proc. PKB w 2024 r. Jeśli do tego dodamy łączny koszt nowych prezentów szacowany nawet na ok. 1 proc. PKB, to daje nam to ok. 4,5 proc. deficytu w relacji do PKB w 2024 r. To poziom znacznie powyżej limitu 3 proc. PKB deficytu wyznaczonego dla państw UE.

Jaka zdolność kredytowa

– Rzeczywiście, na papierze te liczby mogą wyglądać groźnie – ocenia Karol Pogorzelski, ekonomista Banku Pekao. Zauważa jednak, że zwykle realizacja deficytu jest niższa od planów, dlatego przewiduje, że sięgnie on jednak 3,5 proc. PKB. Ważne też, że państwo polskie ma wciąż zdolność kredytową do zaciągania nowego zadłużenia, obecne oprocentowanie papierów skarbowych nie wskazuje na ryzyko niewypłacalności, choć im większy dług, tym wyższe koszty jego obsługi.

– Trudno więc dziś prowadzić rozważania w kategoriach zero-jedynkowych: czy budżet państwa stać na takie prezenty, czy skończy się to kryzysem finansowym, czy też na pewno nie. Trzeba raczej zastanawiać się, jakie priorytety rząd przyjmuje w polityce wydatkowej, na jakie cele chce wykorzystać ową zdolność kredytową – pyta retorycznie Pogorzelski.

– Zamiast stymulować popyt i konsumpcję gospodarstw domowych, lepiej byłoby tę przestrzeń fiskalną wykorzystać do stymulowania podażowej strony gospodarki – uzupełnia Rafał Benecki.

Priorytety państwa

– Dotychczas rządowi to się nie bardzo udawało. Inwestycje przedsiębiorstwa spadają w relacji do PKB, inwestorzy finansowi nie chcą się mocno angażować w Polsce, bo boją się wysokiej inflacji, zmienności prawa, konsekwencji konfliktu z UE, rosnącej efektywnej stopy podatkowej. Mamy w tym obszarze wiele do zrobienia – podkreśla Benecki.

– Więcej pieniędzy z programów socjalnych nie oznacza większego dobrobytu, tylko wyższe ceny – komentuje też Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP. – PiS nie rozumie, że poprawa dobrobytu wynika z większej produkcji dóbr i usług. Rozdawanie kasy bez zwiększenia produkcji, nie za pracę, tylko tak po prostu, to jedynie nakręcanie inflacji, wyższy dług państwa, życie na kredyt bez myślenia o przyszłości – podsumowuje Sobolewski.

– Mamy wszystko odpowiednio przekalkulowane, nie ma obaw o stan budżetu – zapewniał w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki, pytany o źródła finansowania najnowszych obietnic wyborczych PiS, czyli waloryzacji dodatków na dzieci z 500 do 800 zł od początku przyszłego roku.

Premier podał, że koszt tej podwyżki to ok. 24 mld zł, czyli 0,7-0,8 proc. PKB. Pieniądze pochodzić zaś mają z dalszego uszczelnienia systemu podatkowego (odpowiedni projekt ustaw, które mają przynieść „miliardy złotych”, przedstawiło ostatnio Ministerstwo Finansów), a także z szybszego od prognoz wzrostu gospodarczego.

Pozostało 88% artykułu
Budżet i podatki
Szok w rosyjskiej Dumie: dwie partie nie poparły wojennego budżetu Putina
Budżet i podatki
Czy da się „wykręcić” 110 mld zł dziury w budżecie w dwa miesiące
Budżet i podatki
Deficyt budżetowy będzie wyższy. Sejm przegłosował zmiany
Budżet i podatki
Kto i za ile kupi kolejne setki miliardów polskiego długu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Budżet i podatki
Budżetowe wpływy z CIT dołują. Rekordy już nie wrócą?