Każdy miesiąc zamknięcia hoteli z powodu epidemii koronawirusa oznacza spadek przychodów całej polskiej branży hotelowej w granicach od 870 mln zł do 1 mld zł – wynika z szacunków Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego (IGHP). – Branża stoi i krwawi. Niemal 100 proc. hoteli zostało dotkniętych kryzysem – twierdzi Dariusz Futoma, partner zarządzający polskiego oddziału globalnej firmy doradczej Horwath HTL. Jak dotąd rząd nie podał terminu, w którym hotele będą mogły wznowić działalność. Hotelarze mają nadzieję, że stanie się to nie później niż w połowie maja. Jeśli zamknięcie potrwa dłużej, skutki okażą się katastrofalne.
Brak konkretów
Branża czeka na pomoc państwa. Według zapewnień Ministerstwa Rozwoju może ona już korzystać z rozwiązań tarczy antykryzysowej, jak np. dopłaty do zatrudnienia, korzystne rozliczenie strat, możliwość zwrotu zaliczek w postaci voucherów czy świadczeń postojowych dla pracowników samozatrudnionych. Dla tonących hoteli to jednak zdecydowanie za mało. – Brakuje nam konkretów, a to przedłuża niepewność. Koszty kumulują się, więc dalsza działalność jest już bardzo poważnie zagrożona – przyznaje Elizabeth von Küster, właścicielka pałacowego hotelu w Łomnicy. – Ciągle mamy nadzieję, że może wreszcie coś realnego zostanie zaproponowane. Na razie czytamy tylko o tarczy związanej z propozycją Polskiego Funduszu Rozwoju i obietnicy pomocy dla dużych firm w postaci preferencyjnych kredytów, ale brak w tej sprawie decyzji – mówi znany krakowski hotelarz Wiesław Likus. Przytacza natomiast przykład nieefektywnej pomocy ze strony ZUS. – Nasze wystąpienie o umorzenie składek przyniosło jedynie przełożenie ich terminu, co niczego nie załatwia, bo w czerwcu skumulują się płatności z trzech miesięcy – dodaje Likus.