Zakupy związane z 1 listopada to jeden z najbardziej sezonowych zjawisk w handlu. Na kilka tygodni przed świętem w sklepach rusza sprzedaż zniczy i świec, na kilka dni – świeżych kwiatów, głównie chryzantem.
Dlatego nagła decyzja, ogłoszona ledwie kilka godzin przed operacją, spadła na handlarzy jak grom z jasnego nieba. Choć od kilku dni ministrowie wysyłali sygnały, iż decyzja o zamknięciu cmentarzy nie jest planowana, premier ogłosił ją w piątkowe popołudnie, a weszła w życie od soboty. Dało to ledwie godziny na sprzedaż – w Warszawie ceny chryzantem w doniczkach spadały z 25 na 10 zł, a handlujący próbowali się za wszelką cenę pozbyć towaru, który za kilka dni może się już nie nadawać do niczego.
Sprzedawcy zaskoczeni
– Dziś adaptacja jest niemożliwa, bo obostrzenia czy zamykanie branż gospodarki są wprowadzane w ciągu kilkudziesięciu godzin od ogłoszenia tego faktu na konferencji prasowej, na podstawie rozporządzeń, które są publikowane w Dzienniku Ustaw nawet na kilka minut przed terminem ich wejścia w życie – mówi Piotr Wołejko, ekspert Pracodawców RP ds. społeczno-gospodarczych.
Rynek zakupów związanych ze świętem 1 listopada jest bardzo duży, biorąc pod uwagę sprzedaż ledwie z kilku dni. W grę wchodzą też duże pieniądze, w przypadku chryzantem produkcja zajmuje dwa–cztery miesiące, a sprzedaż to wciąż nawet 11–13 mln sadzonek doniczkowych. Cała niemal sprzedaż przypada na kilka październikowych i listopadowych dni i to kilkaset milionów złotych. Do tego nawet większa kwota wydawana na kwiaty sztuczne, coraz popularniejsze i wypierające z rynku te doniczkowe czy cięte.
Najwięcej jednak wydajemy na okolicznościowe świece. Z danych Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Producentów Zniczy i Świec polski rynek zniczy wart jest ok. 1 mld zł. Co roku kupujemy co najmniej 300 mln sztuk – najwięcej w okolicach właśnie Wszystkich Świętych.