Rząd mówi, że w Polsce mamy już trzecią falę pandemii. Rośnie liczba zakażeń. Możliwy jest powrót do ostrzejszych obostrzeń. Decyzję rządu w tej sprawie mamy poznać pod koniec tygodnia. Przedsiębiorcy patrzą na to z dużym niepokojem.
– Możliwe, że niektóre dziedziny gospodarki trzeba będzie wyłączyć z działania. Musi to być jednak dobrze uzasadnione, poparte rządowymi badaniami, a nie przykładami z Argentyny – mówi Witold Michałek, ekspert gospodarczy Business Centre Club. Jego zdaniem tu leży zarzewie konfliktu, bo takich badań się u nas nie prowadzi.
Czytaj także: Handel słaby jak wiosną. Lockdown dobija sklepy
– Jeśli dziś firmy na nowo się otwierają, inwestują w to pieniądze, a z drugiej strony są na granicy wytrzymałości finansowej, to ponowne zamknięcie będzie dla nich wstrząsem. Nie zgodzą się na to – mówi Michałek.
Żadnych rządowych analiz, które pokazywałyby potrzebę zamknięcia jednych sektorów gospodarki i otwarcia innych, nie widzi też szef Federacji Przedsiębiorców Polskich. – Potrzebne są realne wyliczenia, które uzasadnią, co musi być zamknięte, a co nie – mówi Marek Kowalski. Wskazuje na problem galerii handlowych, w których zdecydowanie największym obłożeniem cieszą się dziś sklepy spożywcze, AGD, budowlane. Te z odzieżą czy butami mają znacznie mniej klientów, bo w pandemii ograniczyliśmy zakupy takich artykułów. – Tymczasem właściciele galerii nie chcą obniżać czynszów, a jeśli już, to w zamian za duże przedłużenie obowiązywania umów – mówi Marek Kowalski. Wskazuje też na pralnie w galeriach. Są otwarte, ale ich właściciele narzekają na brak klientów i spadki przychodów o 70–80 proc. – Oni często woleliby, żeby galerie były zamknięte, bo mogliby wystąpić o pomoc rządową – tłumaczy Kowalski. – Tu potrzebne są wnikliwe analizy – dodaje.