Państwowy operator pocztowy zmaga się aktualnie z groźbą sporu zbiorowego i strajku. Poczta chce bowiem zredukować zatrudnienie i poprawić w ten sposób swoją sytuację finansową. Zwolnionych ma zostać ponad 7 tys. osób, co stanowi prawie 11 procent obecnego stanu zatrudnienia, ale tylko 2 tysiące z nich ma odejść w ramach zwolnień grupowych. I najwyraźniej Poczta próbowała znaleźć powody do zwolnień.
Jak poinformowała na swoim facebookowym profilu posłanka Lewicy Marcelina Zawisza, do chorych pracowników Poczta wysyłała pisma, w którym groziła im zwolnieniami z powodu nadmiernych absencji chorobowych. W pismach pracownicy mogli przeczytać: „częsta i liczna absencja chorobowa powoduje: dezorganizację pracy, utrudnia właściwe jej planowanie, zakłóca tok bieżącej i terminowej realizacji zadań oraz zatrudnienie w godzinach nadliczbowych i zwiększenie obowiązków pracownikom obecnym w pracy”. Po tym następowała groźba, że w razie gdyby taki stan rzeczy się utrzymał, to Poczta będzie chciała „podjąć kroki” zmierzające do rozwiązania umowy z chorującym pracownikiem. Cała sytuacja miała miejsce w trakcie pandemii, w czasie której przebywanie na zwolnieniu lekarskim można uznać wręcz za czyn patriotyczny (szczególnie, że zasiłek za czas choroby wynosi 80 proc. wynagrodzenia).
Pracownicy Poczty – listonosze, czy pracownicy placówek - codziennie, jak zauważa posłanka Lewicy, spotykają się z setkami osób. To setki potencjalnych kontaktów z osobą chorą, która może ich zarazić. I setki potencjalnych zarażonych, jeżeli pracownik Poczty przyjdzie chory do pracy.
- W interesie Poczty Polskiej powinna być daleko posunięta ostrożność i wyższe niż zwykle normy bezpieczeństwa. Wysyłanie do pracowników pism, w których grozi się im zwolnieniem z pracy za chorowanie, to jest dowód na kompletny brak zrozumienia powagi sytuacji epidemicznej. A przypominam - mówimy tu o spółce ze 100 proc. udziałem skarbu państwa. Jeżeli tak zachowuje się publiczny pracodawca, jaki to daje przykład wszystkim innym? – stwierdza Marcelina Zawisza.