Sejm zajmie się w piątek projektem ustawy nowelizującej kodeks wyborczy, który zakłada, że w majowych wyborach prezydenckich możliwe byłoby wyłącznie głosowanie korespondencyjne. Za dostarczenie tzw. pakietów do głosowania z komisji wyborczych do obywateli, a potem ich odbiór, odpowiadać ma Poczta Polska (PP). Operator dostał zadanie o skali dotąd niespotykanej w naszym kraju. Uprawnionych do głosowania jest bowiem ok. 30 mln Polaków. Dotarcie nawet do połowy tych adresów w ograniczonym czasie to gigantyczne wyzwanie. A związkowcy PP twierdzą, że rząd nawet nie konsultował się w tej sprawie z Pocztą. Czy takie zdalne wybory mogą zatem się udać?
Brakuje doręczycieli
Bogumił Nowicki, przewodniczący NSZZ Solidarność Poczty Polskiej, stawia kilka warunków. Według niego istotne jest, ile czasu listonosze będą mieli na dostarczenie pakietów do głosowania. W poprzednich latach, gdy w ten sposób głosowały osoby niepełnosprawne, zainteresowany zgłaszał chęć głosowania korespondencyjnego do 15 dni przed terminem wyborów, a pakiet dostawał do siedmiu dni przed datą głosowania. Zakładając, że otrzymamy trzy dni na zakreślenie kandydata, PP będzie musiała się sprężać, by odebrać karty na czas, do 10 maja. Spółka ma w sumie 30 tys. listonoszy i kurierów, więc teoretycznie ma potencjał osobowy, by zmierzyć się z takim wyzwaniem. W praktyce – w związku z pandemią – gros pracowników jest na zwolnieniach i urlopach. Z naszych informacji wynika, że PP do dyspozycji ma obecnie ok. 15 tys. listonoszy.
Państwowy operator zapewnia jednak, że jest jedyną instytucją w kraju, która może podołać temu zadaniu. – Jesteśmy częścią strategicznej infrastruktury państwa, której zadaniem jest zapewnienie obsługi obywateli oraz władz państwowych nawet w najtrudniejszych warunkach. Jako wyznaczony operator pocztowy jesteśmy zobowiązani do realizacji zadań, jakie wynikają z ustaw. Do tej pory obsługiwaliśmy (korespondencyjnie – red.) wyborców niepełnosprawnych – zaznacza Justyna Siwek, rzecznik Poczty Polskiej.