Kluby fitness mogą stracić nawet ponad 2,2 mld złotych

Dla branży zamkniecie klubów powoduje lukę w dochodach, która jest nie do odrobienia w kolejnych miesiącach.

Publikacja: 16.04.2020 13:17

Kluby fitness mogą stracić nawet ponad 2,2 mld złotych

Foto: Adobe Stock

Z raportu opracowanego przez Federację Pracodawców Fitness wynika, że w 2020 r. wartość tego rynku może się skurczyć o 2,25 mld zł, czyli ponad połowę. Organizacja podkreśla, że zaledwie miesięczna przerwa w funkcjonowaniu obiektu sportowego powoduje lukę przychodową nie do odbudowania w ciągu kolejnych okresów. Zwłaszcza wobec silnego rozdrobnienia rynku, który w 87 proc. opiera się na niesieciowych klubach prowadzonych przez polskich przedsiębiorców, branża liczy na wsparcie państwa oraz na współpracę ze strony wynajmujących, by uchronić się przed bankructwami i przejęciami.

Trzy główne postulaty sformułowane przez Federację Pracodawców Fitness dotyczą przede wszystkim ulg w czynszach, które stanowią największą pozycję kosztów stałych i są ponoszone przez większość klubów także w okresie pandemii. Branża opracowała też scenariusze wychodzenia z obecnej sytuacji i dwa z nich zakładają, że wprowadzone w trakcie pandemii izolacja i zakazy (w tym zamknięcie obiektów sportowych) będą miały charakter jednorazowy i zakończą się wiosną tego roku. Jeśli nastąpi to przed 1 maja br. (scenariusz 1), sumaryczne straty przychodów branży fitness będą stanowiły 1,65 mld zł w 2020 r., co przełoży się na spadek na poziomie 39 proc. w ujęciu rocznym. W przypadku zniesienia obowiązujących zakazów dopiero w maju br. (scenariusz 2), luka przychodowa w branży w bieżącym roku wyniesie 1,84 mld zł i będzie oznaczać utratę rocznych przychodów o ponad 43 proc. wobec roku 2019. Jeśli obowiązujące obecnie zakazy zostaną zniesione w kwietniu br., ale epidemia i związana z nią konieczność izolacji będą miały swoją drugą falę jesienią br. – tegoroczne zmniejszenie przychodów w branży fitness wobec roku 2019 przekroczy 53 proc., co będzie oznaczało spadek przychodów o co najmniej 2,25 mld zł.

- Niezależnie od tego, jaki scenariusz się wydarzy, luka przychodowa, która powstanie w tym roku w branży, będzie nie do nadrobienia w kolejnych okresach. Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że przed epidemią mieliśmy ustabilizowany własnościowo i rozwijający się rynek, pozytywnie oceniany pod względem perspektyw wzrostu w kolejnych latach. Co istotne, w przeciwieństwie do wielu krajów europejskich, to rynek nadal bardzo rozdrobniony i bazujący na spółkach o rodzimym kapitale. Obecna trudna sytuacja ekonomiczna i niemożność pokrycia kosztów stałych z przychodów, z czym najprawdopodobniej przedsiębiorcy będą się zmagać co najmniej przez cały 2020 r., powoduje, że staną oni przed widmem upadku. W rezultacie mogą stać się łatwym celem przejęć przez podmioty z zagranicy, które od lat z sukcesem realizują strategie międzynarodowej ekspansji - mówi Adam Śliwiński z Federacji Pracodawców Fitness.

Z raportu Federacji Pracodawców Fitness wynika także, że powrót do normalnej działalności w branży sportowo-rekreacyjnej potrwa znacznie dłużej niż sama epidemia. Kryzys uderzył w obiekty sportowe w momencie największej aktywności użytkowników i ich zapotrzebowania na aktywność fizyczną w ciągu roku. Z kolei wychodzenie z epidemii przypadnie na okres, kiedy – z powodu sezonowości biznesu – aktywność w obiektach sportowych jest na niskim poziomie. W rezultacie moment startu odbudowywania branży po kryzysie przesunie się o co najmniej trzy miesiące.

- W pierwszych miesiącach po ponownym uruchomieniu obiektów sportowych przewidywane jest załamanie sprzedaży ze względu na niepewność konsumentów co do stabilności zatrudnienia i dochodów oraz oczekiwaną większą skłonność do oszczędzania. W rezultacie Polacy mogą wstrzymać się z wydawaniem pieniędzy na potrzeby, które nie należą do podstawowego koszyka zakupowego. Ograniczone zostaną wydatki związane z samorealizacją, jak praca nad sobą i własną sylwetką czy też potrzeby społeczne obejmujące poczucie przynależności do grupy. Na to nałoży się obserwowana już w innych krajach, w których otwarto ponownie galerie handlowe i obiekty sportowe, nieufność wobec przebywania w skupiskach ludzi w zamkniętych przestrzeniach. Wszystko to spowoduje, że obiekty sportowo-rekreacyjne będą odczuwać skutki zamknięcia przez wiele miesięcy po ich formalnym otwarciu, a powrót do wcześniejszej aktywności użytkowników będzie liczony nie w miesiącach, lecz nawet w latach – wyjaśnia Adam Śliwiński.

Niezależnie od spadku przychodów każdy klub fitness i obiekt sportowo-rekreacyjny ponosi wysokie koszty stałe, które stanowią ok. 70 proc. w strukturze wydatków. Lwia część - od 30 proc. do 50 proc. zależnie od miasta i lokalizacji - to koszty najmu powierzchni. W większości przypadków są one ponoszone przez kluby fitness także w okresie pandemii, bo aż 80 proc. obiektów sportowych mieści się poza centrami handlowymi o pow. powyżej 2 tys. mkw. Kolejny znaczący składnik kosztów to wynagrodzenia - ok. 30 proc. kosztów operacyjnych, zaś ok. 5 proc. stanowią koszty dzierżawy i leasing sprzętu. Po wznowieniu działalności po pandemii dodatkowym wyzwaniem dla zarządzających obiektami sportowymi i źródłem kosztów będą działania ukierunkowane na zabezpieczenie ćwiczących (środki i akcesoria ochronne, większa niż dotąd dezynfekcja, zmniejszenie dopuszczalnej liczby ćwiczących itp.). Przy oczekiwanych znacząco niższych przychodach w pierwszym roku po wznowieniu działalności, pokrycie wszystkich kosztów z bieżących wpływów będzie wręcz niemożliwe.

Dlatego branża sportowo-rekreacyjna zrzeszona w Federacji Pracodawców Fitness, która reprezentuje obecnie ponad 600 podmiotów na rynku, liczy na wsparcie ze strony państwa, a także na porozumienia ze współpracującymi podmiotami, głównie wynajmującymi powierzchnie. W raporcie „Klub zamknięty do odwołania" przedstawione zostały 3 najważniejsze postulaty, które mają zapewnić branży przetrwanie w dotychczasowej strukturze: (1) utrzymanie dobrych rozwiązań z pakietu Tarczy 1.0 dotyczących m.in. czynszów w galeriach handlowych (art. 15ze); (2) rozszerzenie regulacji w Tarczy 2.0 (art. 15ze) o lokale i powierzchnie poza galeriami i centrami handlowymi, ponieważ większość klubów fitness oraz innych podmiotów oferujących usługi z zakresu sportu i rekreacji zlokalizowanych jest w innych niż galerie i centra handlowe punktach; (3) uregulowanie zobowiązań czynszowych na poziomie 8 proc. od przychodu jako całkowitej opłaty ponoszonej przez najemców na rzecz wynajmujących (OCR) do momentu osiągniecia 90 proc. przychodów z 2019 r., o co zabiega obecnie Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług.

- To fundamenty do odbudowania naszej branży po kryzysie. Bez pomocy rządowej i partnerskiej współpracy ze strony wynajmujących polskie kluby fitness czy siłownie, zazwyczaj działające jako małe, niezależne podmioty gospodarcze, nie mają szans na dźwignięcie kosztów, które wynikają z umów zawartych w czasie prosperity i silnej konkurencji na rynku najmu. Obecnie, w związku z epidemią obiekty sportowe nie tylko nie mogą pozyskiwać przychodów, ale też muszą zwrócić już pobrane od klientów pieniądze za drugą połowę marca br., kiedy były zamknięte. Z kolei po otwarciu, według przygotowanych dla nas szacunków ekonomicznych, powrót do wcześniejszych przychodów zajmie branży ponad rok. Bez odpowiedniego obniżenia kosztów przetrwanie jest niemożliwe. Współpraca z w tym zakresie jest w interesie zarówno wynajmujących, którzy mogą nagle stracić najemców specjalistycznych powierzchni, jak i rządu, gdyż aktywizowanie fizyczne Polaków niesie wymierne korzyści dla budżetu państwa – dodaje Adam Śliwiński.

W Polsce istnieje 10 tys. różnego rodzaju obiektów sportowych. Samych klubów fitness jest łącznie około 3,5 tys., zatrudniają one ponad 50 tys. pracowników. Z ich oferty korzysta ponad 4 mln Polaków. Krajowy rynek fitness jest nadal w istotnym stopniu rozdrobniony – zaledwie 13 proc. klubów należy do dużych graczy rynkowych (zrzeszających minimum cztery kluby oraz wykluczając mikrokluby). Jest to znacząco mniej niż w pozostałych krajach europejskich. Dla przykładu w Szwecji wskaźnik ten wynosi 50 proc., we Francji 35 proc., a w Danii 31 proc. Jeszcze większe relatywne rozdrobnienie występuje w odniesieniu do liczby użytkowników korzystających z obiektów sieciowych. W Polsce jest to zaledwie 16 proc., podczas gdy np. w Szwecji stanowią oni 70 proc., we Francji 42 proc., a w Danii 70 proc.

Z raportu opracowanego przez Federację Pracodawców Fitness wynika, że w 2020 r. wartość tego rynku może się skurczyć o 2,25 mld zł, czyli ponad połowę. Organizacja podkreśla, że zaledwie miesięczna przerwa w funkcjonowaniu obiektu sportowego powoduje lukę przychodową nie do odbudowania w ciągu kolejnych okresów. Zwłaszcza wobec silnego rozdrobnienia rynku, który w 87 proc. opiera się na niesieciowych klubach prowadzonych przez polskich przedsiębiorców, branża liczy na wsparcie państwa oraz na współpracę ze strony wynajmujących, by uchronić się przed bankructwami i przejęciami.

Pozostało 93% artykułu
Biznes
Polska Moc Biznesu: w centrum uwagi tematy społeczne i bezpieczeństwo
Biznes
Zyski z nielegalnego hazardu w Polsce zasilają francuski budżet? Branża alarmuje
Materiał Promocyjny
Kongres Polska Moc Biznesu 2024: kreowanie przyszłości społeczno-gospodarczej
Biznes
Domy po 1 euro na Sardynii. Wioska celuje w zawiedzionych wynikami wyborów w USA
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Biznes
Litwa inwestuje w zbrojeniówkę. Będzie więcej pocisków dla artylerii