W salonach samochodowych klienci mogą wreszcie liczyć na rabaty. Oszczędzić da się przynajmniej od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, a nawet więcej, w zależności od modelu auta. To jednak nie efekt spadku cen: te katalogowe wciąż pną się w górę, a na koniec III kwartału średnia ważona cena sprzedaży wynosiła 171 tys. zł. Za to zmieniła się sytuacja na rynku: producentom skończyły się kłopoty z brakiem komponentów, więc importerzy nadrabiają ograniczane zamówienia. W rezultacie w salonach auta stoją, a dealerzy znowu muszą zachęcić potencjalnych kupujących.
Obniżki i raty zero
Przykładowo Ford oferuje 21 tys. zł rabatu na model Kuga, do którego dokłada m.in. 4 tys. zł za odkup starego pojazdu, roczne ubezpieczenie i czteroletni serwis. W sumie wartość bonusów może sięgnąć 37 tys. zł, a w przypadku Forda Pumy – 27 tys. zł. Hyundai daje do 6 tys. upustu na nową Konę, a na wersję elektryczną – do 20 tys. zł. Na bestseller Hyundaia – model Tucson – zniżka sięga 18 tys. zł.
Importerzy w ramach ceny katalogowej dokładają wyposażenia. Przykładem jest Jeep Compass w limitowanej wersji Business Edition 4xe, gdzie wartość pakietu korzyści sięga 49 tys. zł. Pojawiają się atrakcyjne opcje finansowania, kilka miesięcy temu niedostępne przez wysokie stopy procentowe. Stellantis Financial Services oferuje klientom indywidualnym kupującym Citroena, Opla i Fiata darmowy kredyt (bez prowizji i oprocentowania) na trzy lata z wpłatą własną 50 proc. lub 60 proc. W ofercie jest także leasing konsumencki, ponadto dla wybranych modeli można wykupić pełne ubezpieczenie za 1 proc. wartości samochodu.
Czytaj więcej
Polski przemysł motoryzacyjny rozpędza się. W pierwszym półroczu 2023 r. wartość produkcji sprzedanej branży sięgnęła 121,4 mld zł – podaje AutomotiveSuppliers.pl.