Aż 56 proc. szefów średnich i dużych firm w Polsce przyznało, że nie wykonali żadnej z wymaganych prawem czynności, by sprawdzić, czy mogą trafić na listę osób i przedsiębiorstw objętymi sankcjami nałożonymi na Rosję i Białoruś. A to oznacza, że ryzykują wpisaniem na listę sankcyjną – wynika z raportu firmy Grant Thornton, który „Rzeczpospolita” opisuje jako pierwsza.
Czytaj więcej
Rada Unii Europejskiej (UE) zatwierdziła decyzję o wpisaniu obchodzenia sankcji antyrosyjskich na listę przestępstw karnych. Teraz Komisja Europejska musi przygotować definicję przestępstwa i kar za jego popełnienie. Jedną z nich będzie konfiskata majątku, łamiących unijne prawo.
Jak przypominają eksperci Grant Thornton, unijne i krajowe sankcje wprowadzane po rosyjskiej agresji na Ukrainę 24 lutego ubiegłego roku, obejmują nie tylko podmioty wymienione na liście sankcyjnej dostępnej na stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.
– Obejmują także podmioty z nimi powiązane np. poprzez relacje właścicielskie, powiązania funkcjonalne – przypomina Łukasz Wojdanowicz, aplikant radcowski w Grant Thornton. I dodaje, że bez dopełnienia należytej staranności przy weryfikacji powiązań kontrahenta, przedsiębiorcy narażają się na zarzut naruszenia sankcji.
Najbardziej narażone na ten zarzut są oczywiście firmy, które nadal działają na rynku rosyjskim i białoruskim. Muszą one pamiętać nie tylko o obowiązku sprawdzenia, czy ich kontrahent jest na europejskiej lub polskiej liście sankcyjnej, ale także o zakazie dostarczania do Rosji towarów i technologii podwójnego zastosowania, czy też o zakazie świadczenia określonych rodzajów usług na rzecz podmiotów z siedzibą w Rosji.